Dzisiaj na tapecie książka, która zaintrygowała mnie swoim opisem i przyciągnęła przepiękną okładką. „The Boy She Hates" autorstwa Stacey Marie Brown jest powieścią, co do której miałam duże oczekiwania. Czy im sprostała? Zapraszam na moją opinię.
Wystarczyła chwila, jedna nierozsądna decyzja, by dotychczasowe idealnie ułożone życie Jaymerson Holloway runęło w gruzach.
Impreza, niespodziewany telefon do Coltona, samochód, wypadek...
Nastolatka budzi się ze śpiączki i zderza z nową rzeczywistością. Jej kochany Colton nie żyje, a jego brat bliźniak, którego szczerze nienawidzi, walczy o życie. Dlaczego Colton musiał umrzeć? Czy wypadkowi można było zapobiec? Kto jest za niego odpowiedzialny? Głowę dziewczyny wypełniają wspomnienia, mnożą się pytania i pojawia poczucie winy, które trawi JayJay od środka.
Hunter na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że jest kopią Coltona, ale w rzeczywistości to totalne jego przeciwieństwo. Ciągle sprawiający kłopoty, wytatuowany chłopak, który zawsze robi, co chce. Jednak to właśnie przy nim JayJay czuje się sobą, a ból po stracie chłopaka wydaje się bardziej znośny.
Czy to możliwe, by najbardziej znienawidzona osoba stała się przyjacielem? Czy ona, grzeczna i poukładana dziewczyna będzie umieć znaleźć wspólny język z chłopakiem balansującym na granicy prawa?
Jedno jest pewne, pozory często mylą, a świat, w którym przyszło jej żyć, przesiąknięty jest kłamstwem, zawiścią i niesprawiedliwością...
Ostatnio mam niebywałe szczęście i trafiam na rewelacyjne książki, które nie tylko zachwycają wspaniałymi historiami, ale również niosą ze sobą jakieś przesłanie, skłaniają do refleksji. Do takich książek niewątpliwie należy "The Boy She Hates".
Historia JayJay i Huntera całkowicie mnie kupiła. Nie miałam problemu, by wejść w życie nastoletnich bohaterów i przeżywać razem z nimi ich ból, smutek, ale też chwile radości i beztroski. Po lekturze byłam emocjonalnym wrakiem. Miejcie świadomość, że ta powieść pod tym względem potrafi człowieka bezlitośnie przeczołgać.
W „The Boy She Hates" autorka poruszyła bolesne tematy, jakimi są śmierć i żałoba. Rozpacz, ból, poczucie niesprawiedliwości, jakie się z tym wiążą, zapewne zna większość z nas, dlatego tym bardziej możemy sobie wyobrazić z czym mierzyli się nasi bohaterowie.
Kolejną kwestią poruszoną w tej książce jest hejt wśród rówieśników. Temat powszechnie znany, niestety wciąż dotykający wielu młodych ludzi.
Autorka porusza w swojej powieści również aspekt rodziny. Wiek nastoletni często wiąże się z narastającymi problemami rodzinnymi. Pojawia się bunt, a łamanie dotychczasowych zasad panujących w domu jest niczym podpałka pod wybuchy złości i kłótnie. Nie to mnie jednak poruszyło najbardziej, a to, jak niesprawiedliwi, ślepi i pozbawieni uczuć okazali się rodzice Huntera. Faworyzowanie jednego dziecka, a odpychanie i negowanie, czy zrzucanie winy za całe zło na drugie jest niezdrowe i potrafi mieć fatalny wpływ na jego psychikę oraz przyszłość. Hunter był właśnie takim dzieckiem...
Odpowiadając na pytanie zadane na początku — czy ta książka spełniła moje oczekiwania? Zdecydowanie TAK. Polecam ją każdemu nie ważne młodszy czy starszy czytelnik, każdy wyniesie z tej powieści coś dla siebie, a historia Jaymerson i Huntera chwyci was za serducho, tego jestem pewna. Na myśl o kontynuacji czuję jakby w brzuchu podrywało się do lotu stado motyli. Czekam z niecierpliwością.