Jak często Wam się zdarza trafiać na książki, które Was wzruszają ?
Ja trzymam się wersji, że niezwykle trudno wywołać u mnie tą kręcącą się w oku łezkę. Ale ta książka… Taka niepozorna, byłam przekonana, że to będzie taka wręcz oklepana i schematyczna młodzieżówka, dobra na przerwę pomiędzy konkretniejszymi książkami. A to co dostałam, jak mawia moja znajoma, po prostu zmiotło mnie z planszy…Pierwsze rozdziały , pierwsze 150 stron w sumie to była dla mnie ciągła walka ze łzami. A dla bohaterów walka na wielu różnych płaszczyznach.
Jaymerson Holloway ma z pozoru wszystko czego może zapragnąć dziewczyna w jej wieku - jest popularną i lubianą w szkole cheerleaderką, dobrze się uczy, ma kochającą rodzinę i wspaniałego chłopaka. Jedyną wadą Coltona jest jego brat bliźniak, z którym wiecznie są problemy - Hunter. Jedna impreza, jedna zła decyzja, zamienia jej życie w piekło.
“Każdy poświęca mnóstwo czasu na obarczenie winą kogoś innego albo na znalezienie jakiegoś wyjaśnienia, by poczuć się lepiej. Prawda jest taka, że czasem jakieś wydarzenia po prostu następują. Wydarzenia, które nie są w porządku ani nie mają sensu. Jednak niezależnie od tego, czy dzieje się dobrze, czy źle, trzeba pamiętać, że po prostu takie jest życie.My musimy uporać się z tym co nam przynosi.”
Wypadek w którym ginie jej chłopak, rzuca cień na kolejne miesiące jej życia. Ale nie tylko dlatego, że cierpi po jego stracie. Jest poturbowana zarówno psychicznie jak i fizycznie, ledwo uszła z życiem i czekają ją długie miesiące rekonwalescencji. I nie tylko ją bo także Hunter przeżył to tragiczne wydarzenie i również jego stan do dobrych nie należy. Ale coś co może wydawać się najgorszymi chwilami ich życia, może okazać się też nowym początkiem…
To romans młodzieżowy - fakt, ale niezwykle głęboki i poruszający. Autorka nie skupiła się tylko i wyłącznie na relacji głównej pary. Z początku był to wyraźny wątek hate - love, jednak charakter tej znajomości zmieniałam się powolutku przez wzgląd na wspólne przeżycia, cierpienia i jak się później okazuje, wszystko między nimi wyglądało zupełnie inaczej niż początkowo byłam przekonana. Jednak na początku aż się zastanawiałam kiedy zacznie się coś dziać właśnie w tej kwestii , kiedy tych dwoje zaczną coś działać. Czy walczyć, czy się zakochiwać, no cokolwiek. Ale autorka dała nam dużą dawkę innych emocji, tych które przeżywała JayJay - to jak walczyła sama z sobą i otoczeniem, z “przyjaciółmi” którzy nagle przestali uznawać ją za jedną z nich, bo nie zachowywała się tak jak tego od niej oczekiwali. O zgrozo - zaczęła być sobą.
“Czy kiedykolwiek wiedziałam kim naprawdę byłam ? Wyglądało na to, że przez cały czas grałam jakąś rolę i przywdziewałam maskę dobrej córki, uczennicy albo dziewczyny. Robiłam to po to, by uszczęśliwiać innych, nie sprawiać kłopotów. Ale teraz żadna z tych ról nie zdawała się już do mnie pasować.”
Nagle okazuje się, że świat jaki był dla niej komfortowy, plany na przyszłość które były wręcz oczywiste, przyjaciele którymi się otaczała , wszystko to nie było tym czego dla siebie chciała. A najlepiej się czuła w towarzystwie osoby uznawanej za bad boya, tego z którym nie powinna mieć nic wspólnego, bo nie dość , że sprowadzi ją na złą drogę to jeszcze jest bliźniakiem jej idealnego, zmarłego chłopaka. Ale czy Colton był tak idealny ? I czy Hunter jest tak zły jak mówią inni?
Niewątpliwie przed bohaterką wiele trudnych decyzji, walk do pokonania w szkole, domu, z Hunterem, który wyzwala w niej nie tylko na przemian gniew i pożądanie, ale też pomaga jej odnaleźć tę prawdziwą siebie, zrzucić wspomniane wcześniej maski. Jednak ich relacja należy do tych jakby zakazanych. Nie wypada zastępować zmarłego chłopaka jego bratem bliźniakiem. Ale czy zdanie otoczenia ma decydować o naszym życiu ? Czy Jaymerson na to pozwoli ?
To książka z gatunku tych, które emocjonalnie wykańczają ale warte są tego kaca jaki po nich zostaje. Poturbowana zakończeniem, którego się zupełnie nie spodziewałam, byłam zachwycona tym co przeżyłam wraz z bohaterami i tym jak autorka zszokowała mnie pokazując , że wszystko co z początku ja uważałam tu za oczywiste, wcale takim nie było. Jak mocno potrafi ta książka poruszyć i zaskoczyć, koniecznie przekonajcie się sami.
Nie dajcie się zwieść kolorowej okładce. To tylko pozory uroczej historii nastoletniej miłości. Polecana jest dla fanów “Punk 57” i chyba coś w tym jest, może coś więcej niż podobna kolorystyka okładki ;) Wątki wg mnie zupełnie różne i choć niezmiernie kocham Penelope Douglas, to chyba porwało mnie bardziej niż tamta jej książka. A to już chyba mówi bardzo wiele, bo jej książki zachwycają wieeeelu czytelników. Czytajcie! Warto.
Bardzo dziękuję za egzemplarz do recenzji Wydawnictwu NieZwykłe.