"Kameleon" Kosika to zderzenie, czy raczej przenikanie wątków z fantastyki typu space opera (wyprawa promu ratunkowego na orbitę planety Ruthar Larke) ze światem fantasy (świat w jakim porusza się Noan, osadzony między wizją średniowiecznej Ziemi, a czasów największych odkryć, co powoduje nagły i przyspieszony proces rozwoju królestwa Enagoru). A wszystko to okraszone myślą filozoficzną w naturalny sposób przyswajalną przez czytelnika, jeśli ten tylko zechce się wciągnąć w wir wydarzeń.
Zawrotnych akcji nie ma, mocnego napięcia też nie odczułam, a wydarzenia dziejące się na terenie Królestwa zajmują większą część książki i jesteśmy pochłonięci przez maksymalne przyspieszenie, jakie dokonuje się w rozwoju technologicznym mieszkańców. Nagle przepracowujemy setki lat, jakby kołowrót rozpędził się i nie mógł zwolnić, dając przeobrażenie jakie dokonywało się kiedyś na Ziemi od średniowiecza aż po dwudziestowieczną współczesność. A wszystko to dzieje się przy udziale armii uzbrojonych - najpierw w byle co, a za chwile w broń, która powala przeciwnika z dużej odległości - dwóch zwaśnionych stron konfliktu - Enagorem a Sinevarem. Rozlew krwi nie omija także promu zakotwiczonego na orbicie planety Ruthar Larcke. To dzięki zdarzeniom, jakie mają tam miejsce odkrywamy prawdziwe oblicze przemian zachodzących "na dole".
Kosikowi w przypadku tej książki nie chodziło o przedstawienie bohatera ludzkiego, a szerszej perspektywy na całe społeczeństwo, stąd jeśli idzie o wyróżnienie się postaci nie ma mocno nakreślonych jednostek, a jedynie zaznaczone szkielety. No może poza postacią - "budującą" od początku świat Enagoru - domorosłego astronoma Noana, ale nie marzyciela chodzącego z głową w gwiazdach, a realisty pragnącego spełniać swoje wizje.
Fabuła nietuzinkowa, osnuta wokół rewolucji, przeobrażeń społecznych, rozwoju technologicznego oraz intryg politycznych i strategi wojennych, które niezmiennie prowadzą do katastrof. A gdzieś "z góry" nadchodząca misja. Tylko czy można ją nazywać ekspedycją ratunkową? I kto jest kim w tej rozgrywce.
Czym tak naprawdę jest Kameleon można się dowiedzieć w ostatnim rozdziale, jasno odpowiadającym czytelnikowi na pytania zrodzone podczas lektury. Tych ostatnich kilkadziesiąt stron jest najbardziej emocjonującym z całej lektury. Całość nie do końca jest tym, co zasługuje u mnie na ekscytację. Wiele fragmentów niepotrzebnie tylko rozwleka fabułę i powoduje znużenie, jednocześnie ma przemyślaną konstrukcją odnoszącą się do obecnego wyglądu naszego świata, który wydaje się podążać w kierunku globalnej katastrofy.