Kiedy z jednego z poznańskich placów zabaw ginie kilkuletnia dziewczynka cała policja od razu staje w gotowości. Robi wszystko co może, jednak mimo upływającego czasu sprawa nie posuwa się do przodu. W swojej bezsilności jedna z policjantek prosi o pomoc znanego telepatę. Nikt nie jest świadomy, że to dopiero początek niebezpiecznej gry.
Autor w powieści szeroko nakreślił problem zaginięć dzieci. Rodzinna tragedia, która wydarzyć może się praktycznie wszędzie. Chwila nieuwagi rodzica czy opiekuna oraz ufności dziecka to wręcz zaproszenie dla porywacza. Procedura poszukiwawcza w przypadku dzieci jest wszczynana natychmiast, mimo wszystko nie zawsze prowadzi do szczęśliwego zakończenia.
"Moje umiejętności to nie usługa, którą włączam i wyłączam pstryknięciem palca. To ciężki chleb. To trauma, z którą trzeba żyć. To szarpanina między dwoma światami. Nie wystarczy chwilę pomyśleć i już wiedzieć wszystko. (...) Telepatą się nie jest. Telepatą się bywa."
Autor opisuje również specyfikę działań telepaty, a także to w jaki sposób do telepatii odnosi się policja oraz opinia publiczna. Policja obawia się że współpracując z telepatami bądź jasnowidzami stracą na wiarygodności, podkopie to ich dobre imię. Rodzice zaginionych dzieci chwytają się za to każdej możliwości, w której upatrują szansę pomocy.
"Nie działał jak policja, która gromadziła jak najwięcej danych, by znaleźć jakiś trop i rozwiązać sprawę. Wizje rządziły się swoimi prawami i przypominały dotykanie pajęczej sieci tak delikatnie, aby nie spowodować jej drżenia."
Osobiście podchodzę dość sceptycznie do działań jasnowidzów, telepatów czy wróżek. Taki niewierny Tomasz ze mnie. Nie uwierzę póki nie zobaczę, czy nie przekonam się na własnej skórze. Fascynuje mnie jednak hipnoza. Chciałabym sama się jej poddać, choć mam pewne obawy, co mogliby ze mnie wyciągnąć.
Ta powieść jest złożona z wielu drobnych elementów, które są ze sobą ściśle powiązane i tworzą harmonijną całość. Fabuła jest niezwykle przemyślana i nie ma tu miejsca na przypadek. Ta historia to kryminalno - psychologiczny majstersztyk. Czytelnik otrzymuje portret sprawcy, ale także osób pośrednio poszkodowanych. Chodzi tu o najbliższą rodzinę zaginionego dziecka. Taka tragedia odbija się mocno na każdej sferze życia i pozostaje w nim na zawsze.
Ja jestem totalnie skołowana i cały czas zbieram szczękę z podłogi. To co Autor tu zaprezentował wymyka się utartym schematom i podąża tylko sobie właściwą drogą. Wszelkie próby rozwikłania zagadki zbiegały się w ślepym zaułku. Intryga jest misternie utkana i niezwykle zawiła. Emocji jest co niemiara. Trudno się dziwić skoro fabuła opiera się na krzywdzie dzieci. Niektóre sceny wręcz wytrącają z równowagi. Nawet w momencie, kiedy wszystko jest już niby jasne. Autor nie kończy tak po prostu powieści. Ciągnie dalej historię, wyciska ją jak cytrynę, wyłuszcza najdrobniejszy szczegół i zrzuca kolejną bombę.
Ta książka musiała odczekać swoje na mojej półce, ale w sumie cieszę się, że przeczytałam ją w momencie kiedy popremierowy kurz już opadł. Podeszłam do niej na większym luzie. Dzięki temu mogłam spokojnie chłonąć każdą jej cząstkę.
Mimo tego, że do końca roku jeszcze sporo czasu zostało, to ten tytuł z całą pewnością stanie na podium. Ogromne brawa dla Pana Adriana i oczywiście czekam na kolejne powieści.