Jako, że spodobały mi się poprzednie dwie książki pani Anny Łaciny, które miałam okazję przeczytać, z miłą chęcią sięgnęłam również po najnowszą, czyli „Telefony do przyjaciela”.
Czytając poznajemy dwie siostry: Anię i Marzenę Madej. Podobne z wyglądu, lecz zupełnie inne z charakteru. Każda zmaga się z innymi problemami i ma inne zamiłowania. Ania uważa się za pechową i męczą ją sprawy sercowe, natomiast Marzena co rusz ma nowych adoratorów, za to na co dzień musi zmagać się z jazdą na wózku. Wszystko zaczyna się w momencie gdy obie siostry przyjeżdżają do domu dziadków w Iławie na wakacje. Każda od tego lata czegoś innego. Ania marzy o spokoju, o chwili wytchnienia w cieniu ogrodu, Marzena myśli tylko o pływaniu w jeziorze i żeglowaniu razem z dziadkiem. Być może byłyby to wakacje jak każde inne gdyby pewnego dnia Marzena nie uratowała pewnego chłopaka, który chociaż zupełnie obcy uparcie nie chce opuścić jej myśli. Owym chłopakiem okazuje się Krzysiek, który chcąc poznać swoją ratowniczkę nieopatrznie bierze za nią Anię…
Podobnie jak poprzednio pisarka stworzyła bohaterów, którzy równie dobrze mogliby żyć w naszym otoczeniu, gdzieś blisko nas. Bohaterowie są sympatyczni, dlatego z przyjemnością czytałam o ich perypetiach. Każda z postaci, nawet z tych epizodycznych jest wyrazista. Aż chciałoby się ich poznać. A w domu dziadków dziewczyn bo tam właśnie rozgrywa się duża część akcji, panuje tak ciepła i miła atmosfera, że aż chciałoby się wpaść na szarlotkę (chociaż ja akurat amatorką ciast nie jestem ;)), podyskutować z dziadkiem Zygmuntem na temat fotografii i poobserwować usilne próby babci Zosi, by go wreszcie, choć na chwilę, uciszyć ;)
Przyznam, że na samym początku nie mogłam ‘wgryźć się’ w akcję, bo moją uwagę odciągało to dlaczego tak naprawdę Marzena jest niepełnosprawna. Chociaż w niczym to nie przeszkadzało w odbiorze książki, a może właśnie dlatego wolałabym, żeby zostało to wyjaśnione trochę wcześniej. Gdy jednak moja ciekawość została zaspokojona mogłam już spokojnie śledzić losy dwóch głównych bohaterek. Sytuacje, w których się znalazły bywały przeróżne. Od zabawnych i wywołujących uśmiech na twarzy, do smutnych i gorzkich. A dzięki problemom, które je dotykały można było bardzo łatwo się z nimi utożsamiać. Mnie kilka razy zdarzyło się, czytając, przypomnieć sobie coś z własnego życia, dzięki czemu dziewczyny stawały mi się jeszcze bliższe. Nie potrafię stwierdzić, którą z dziewczyn bardziej polubiłam, ponieważ z obydwoma w jakimś stopniu mogłam się utożsamiać.
„Telefony do przyjaciela” poruszają także jakże istotną kwestię osób niepełnosprawnych. Pokazują, że życie na wózku choć spotyka się z wieloma ograniczeniami, tak naprawdę samo w sobie nie stanowi przeszkody, by cieszyć się życiem i robić to co się kocha jeśli tylko ma się do tego chęci i siłę by stawiać czoła światu i nie zrażać się niepowodzeniami. Często osoby na wózku bywają w pewnym sensie dyskryminowane, a dzieje się tak zazwyczaj dlatego, że zdrowi nie wiedzą jak z takimi osobami rozmawiać. Nie wiedzą jakie kwestie mogą poruszać, o co wypada zapytać a o co nie. Ta książka pokazuje, że nie warto bać się tych kontaktów, bo często, takie osoby okazują się zwyczajnymi ludźmi, mającymi swoje zainteresowania i pasje ale też problemy jak każdy z nas, a jedynym co ich wyróżnia spośród innych jest to, że zamiast na nogach poruszają się na kółkach.
„Telefony do przyjaciela” to miła lektura, idealna na wakacyjne dni ale przy tym poruszająca wiele problemów, nad którymi warto się zastanowić. Sprawia, że ma się ochotę przystanąć na chwilę i pomyśleć o swoim życiu. Nad tym co w nim tak naprawdę jest ważne. Do tego daje czytającemu siłę by mimo przeciwności zawsze dostrzegać to co pozytywne. Polecam :)