Chyba, że autorka zmieni zdanie i postanowi tylko o nich pisać. Ale to raczej mało prawdopodobne.
Zacznijmy może od początku ,,#Nie zwalaj winy na blond'' jest debiutem niemal dwudziestoletniej Agi Pawlikowskiej. Książka reklamowana jest jako powieść ,,dla młodzieży od młodzieży''. I w internecie możecie przeczytać, że będzie ,,błyskotliwa'', że znajdziecie w niej ,,wisielczy humor'' i że wprost nie odłożycie tej książki na bok, tak Was akcja wciągnie.
Mnie nie wciągnęła. Co więcej – już na samym początku pomyślałam, że może jednak jestem już na to za stara. Że może już nie powinnam czytać młodzieżówek, że powinnam dać sobie z tym spokój, że powinnam usiąść w cichym i ciemnym miejscu i ukoić zszargane nerwy Muminkami albo Kubusiem Puchatkiem, ale nie. Ze mną wszystko jest w porządku. To po prostu książka zalicza się do tych raczej marnych.
Styl
To, że coś jest ,,od nastolatków dla nastolatków'' nie oznacza, że możemy pisać jak nam się żywnie podoba. To znaczy – możemy. Ale nie powinniśmy się dziwić, gdy przyjdzie ktoś i skrytykuje nasz potoczny i luzacki styl. W książce bowiem możemy znaleźć takie perełki jak:
,,... z całej epy kopię Krystiana w jaja'' (i nie chodzi mi tu o wysublimowany opis ciosu uderzającego z całą siłą w czyjeś genitalia, nie. Chodzi o tą nieszczęsną ,,epę'', która może i gdzieś tam funkcjonuje – tak samo jak przerywnik w postaci słówka tej, którego używa autorka - ale brzmi koszmarnie i gwarantuję, że równie koszmarnie się zestarzeje, bo za sześć lat młodzież będzie patrzyła na to z uczuciem potwornego zażenowania, tak jak my patrzymy w ten sposób na ,,do diaska, motyla noga!'')
,,... prawie padając na ryj''
,,Wklepuję numer mieszkania Eli'' (gdzie wklepuje? Na czym wklepuje?)
albo ,,na niczym się nie naśmiałem tak jak na tym'' czy ,,maski nadawały anonimowości''.
Strefa 51 czyli ciekawe rzeczy, których dowiemy się z książki
Po pierwsze dowiadujemy się, że istnieje coś takiego jak ,,włosizm'', który jest... rasizmem włosów. I ja przepraszam bardzo, ale nie istnieje coś takiego, jak ,,rasizm włosów'', ,,rasizm wobec nieczytających'', ,,rasizm wobec antyszczepów''. Cytując Jacka Dehnela: ,,Rasizm, antysemityzm, homofobia, seksizm itd. – dotyczą cech wrodzonych lub niezmienialnych.''
Niezmienialnych, podkreślam.
A co, jak co, kolor włosów można zmienić bez większych problemów. I to nawet samodzielnie.
Ale dobrze, ktoś powie, że się czepiam, bo to może miał być ,,element humorystyczny'', a tu stara baba i nie rozumie.
No nie rozumie na przykład też tego fragmentu: ,,Swoją drogą, wszyscy mieliśmy wymrzeć na tego wirusa z Chin, covida, o którym jakiś czas temu mówiono, że rozprzestrzeni się na cały świat, a koniec końców żadnej pandemii nie było ani nic, nawet jednego kichnięcia (media naprawdę rewelacyjnie sprawdzają się w roli straszaków)''. [s.79] To też miało być zabawne? Jeśli tak, to jestem pewna, że wszyscy, którzy chorowali i wszyscy, którzy stracili bliskich z powodu tej choroby docenią ten wysublimowany i cięty dowcip.
Tak samo jak wszystkie osoby cierpiące z powodu chorób psychicznych, gdy przeczytają, że matka bohatera ,,od początku do tego dążyła. Żeby mnie wypchnąć na psychoterapię (aka godzinę dla przegrywów i psycholi)''. I naprawdę nie wiem teraz czy bardziej zaliczam się do przegrywów czy bardziej do psycholi jeśli co tydzień omawiam moje problemy z terapeutką? A co muszą pomyśleć te wszystkie nastolatki, które chciałyby – ale się boją – leczyć się z powodu lęków albo depresji? Że są – haha, ale świetny żart! - przegrywami i psycholami? No tak, taka postawa głównego bohatera z całą pewnością zachęci młodych ludzi do dbania o swoje zdrowie psychiczne.
Sarkazm, żeby nie było.
I zanim ktoś powie, że autorka jest młoda, niedoświadczona i tak dalej, i tak dalej, to ja chcę tylko przypomnieć, że istnieje redakcja, korekta i całe mnóstwo osób postronnych, które mogły wziąć ją na stronę i powiedzieć, że ,,hej, w sumie ta wstawka o psycholach jest niestosowna, wiesz, wytniemy ją''.
Już nie wspominając o tym, że ktoś powinien zwracać więcej uwagi na tekst, bo znajdziemy w ,,#Nie zwalaj winy na blond'' momenty w których główny bohater siedzi pod drzwiami, opierając się o nie, żeby siostra nie mogła wejść do mieszkania i chwilę później przeżywa zaskoczenie, bo jego koleżanka te drzwi otworzyła i wprowadziła Biankę do środka. Co więcej, nasz bohater sam się w tym nie zorientował, kumpel musiał mu o tym powiedzieć.
(Domniemywam więc, że w międzyczasie – w głowie autorki – Set opuścił posterunek przy drzwiach, ale zapomniała o tym napisać.)
Albo inna sytuacja: bohater wybiega ze szkoły, zostawiając tam swój plecak, chwilę siedzi w domu, chwyta plecak i wybiega na dwór. A potem wraca do domu z mamą, która zabrała jego plecak ze szkoły.
I teraz nie wiem – miał dwa różne plecaki? A jeśli tak, to co się stało z tym drugim? Bo od momentu opuszczenia mieszkania Eli nie pada o nim ani słowo.
Fabuła
Tu wcale nie jest lepiej. Po przeczytaniu blurbu byłam przekonana, że akcja zostanie poprowadzona dynamicznie, że będzie mi się czytać ,,lekko, łatwo i przyjemnie'', ale dość szybko okazało się, że się myliłam.
Złe przeczucia miałam już wtedy, kiedy zobaczyłam, że książka ma stron 500 a nie 300. I wiecie co? Gdyby tak całość trochę przeredagować, wyrzucić tonę zbędnych i nieśmiesznych żartów oraz powtarzających się przemyśleń bohatera to byłaby całkiem zajmująca, około 200 stronicowa lektura.
Całość, w każdym razie, kręci się dookoła relacji Bianki i Seta, którzy nienawidzą się wzajemnie bardziej, niż przeciętne rodzeństwo. I gdy pewnego razu Bianka postanawia dać bratu w twarz ten – wraz ze swoim arcyirytującym przyjacielem Harrym – postanawia się na siostrze odegrać. W ten sposób zostaje zapoczątkowany ruch #nzwnb, który ma na celu pogrążenie wszystkich oprawców.
I chociaż sam pomysł jest niezły, a tematyka social-mediów i obecności w nich jest ważna to wykonanie kuleje dlatego, że książka jest zwyczajnie zbyt długa, a przez to szybko staje się nudna.
Plus wprost nie sposób polubić któregokolwiek z bohaterów.
I do tego te przekleństwa... Nie mam nic do wyrazów niecenzuralnych, nie płonę dziewiczym rumieńcem widząc lub słysząc słowo ,,kurwa'', niech to jednak ma jakieś uzasadnienie w tekście. Niech to będzie jak ,,Ślepnąc od świateł'' Żulczyka w której to książce bohaterowie przeklinają, ale jest to dobrze osadzone w kontekście.
Tymczasem w książce Agi Pawlikowskiej przekleństwa pojawiają się... w sumie bez powodu i bez większego sensu. Tak jakby miały istnieć same dla siebie. Niech więc tak będzie.
Książki nie polecam, bo jest o wiele więcej lepszych, mądrzejszych i lepiej napisanych młodzieżówek.
*Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl