Minął niespełna rok, gdy znów w moich rękach znalazła się powieść Anny Fryczkowskiej. To również kryminał, ale zdecydowanie nieco inny niż tradycyjne książki z morderstwem w tle. Dlaczego? Bo tu stróże prawa - policjanci występują incydentalnie i nie prowadzą śledztwa. Są raczej pokazani jako małoprofesjonali funkcjonariusze, którzy neie bardz przejmują się cierpieniem zwierząt. Rola śledczego przypada amatorowi i kilku starszym paniom. Ale zapewniam choć nie ma przystojnego komisarza, choć nie znajdziecie na kartach książki kogoś na miarę porucznika Borewicza to jest bardzo ciekawie !
Jarosław Trzaskowski pseudonim Jaro ma 29 lat, ukończył AWF, ale praca nauczyciela w szkole nie bardzo przypadła mu do gustu i ją porzucił. Mieszka wraz z babcią Haliną, która wraz ze swoim mężem opiekowała się wnukiem od kiedy ukończył 4 latka. Babcia bardzo kocha swego wnusia i martwi się jego sytuacją. Młody mężczyzna powinien sam na siebie zarabiać, a nie być na utrzymaniu starszej pani z niezbyt wysoką emeryturą. Jaro do osób przedsiębiorczych nie należy, ale postanawia założyć agencję detektywistyczną. I niespodziewanie trafia mu się pierwsze zlecenie. Znajoma lekarka prosi go o pomoc w odnalezieniu byłego męża. Szuka go w celu odzyskania obrazu Malczewskiego i przymuszenia do płacenia alimentów na dwójkę dzieci. Jaro dostaje niebawem również drugie zlecenie od koleżanki doktor Ilony. Ma znaleźć jej matkę, która nagle znikła i wszelki ślad po niej zaginął. A na dodatek ktoś jeszcze morduje bezpańskie koty na babcinym podwórku...........Czy młodemu detektywowi uda się rozwiązać zagadki przy sporej pomocy babci ?
"Starsza pani wnika" to świetne połączenie powieści obyczajowej z sensacją. Pierwszy gatunek chyba nieco przeważa na treścią kryminalną, ale lektura trzyma w napięciu praktycznego do ostatniego zdania. Zakończenie jest zagmatwane i mocno skomplikowane dzięki czemu nie odgadłam kto był winny zbrodni kochliwego czterdziestolatka. Czytając świetnie się bawiłam i zrelaksowałam. Bo grono starszych pań z babcią Jarka na czele to postacie bardzo barwnie skonsturowane. Energiczne starsze emerytki mimo swego wieku i zdrowotnych dolegliwości świetnie sobie radzą. Są bystre i błyskotliwe w działaniu, odważne i udowadniają, że życie nie kończy się z chwilą przejścia na emeryturę. Ich postępowanie czasem bardzo śmieszy, a czasem wzrusza. Sama zawzięłabym się na takiego typka, który dręczy i morduje bezbronne i Bogu ducha winne koty. Jaro to typ mężczyzny, który znajduje się pod olbrzymim wpływem babci. Dzięki temu jego praca posuwa się do przodu o wiele szybciej. Sam pewnie zniechęciłby się w połowie działań i poniósł zawodową klęskę.
Powieść jest książką zdecydowanie wielowątkową. Autorka porusza szereg przeróżnych tematów - od bezsilności i braku zaradności rodzicielskiej, przez dręczenie zwierząt po ogniste romanse pań w wieku emerytalnym, które zostają oszukane przez cwanego amanta, który bardziej od ich wdzięków ceni zasoby majątkowe. A wszystko udało się autorce tak zgrabnie ze sobą połączyć, tak misternie zamotać.
Lekki styl i sporo humorystycznych sytuacji przypominało mi twórczość Joanny Chmielewskiej. Emocji nie zabrakło, ciekawość została w 95 % rozbudzona a to spowodowało, że czytałam przez dwa wieczory do późna. A najważniejsze to to, iż czytając nie nudziłam się kompletnie. No i cóż po drugiej przeczytanej książce Anny Fryczkowskiej nie pozostaje mi nic innego jak dodanie Jej do mojego grona ulubionych polskich pisarek. Ta Pani ma talent i potencjał i życzę jej z całego serca kolejnych świetnych powieści po które z przyjemnością sięgnę.