To moje pierwsze spotkanie z Ellen Marie Wiseman. Sięgając po tę książkę spodziewałam się chyba większej sensacji i kiedy doczytałam jaką deformację ciała miała mała Lilly byłam początkowo zawiedziona. Teraz prawie mi za to wstyd, bo historia jednak wzbudza silne emocje. Dużo czasu nosiłam się z zamiarem napisania tej recenzji, ponieważ musiałam najpierw ochłonąć po lekturze...
Lilly Blackwood całe swoje dziewięcioletnie życie spędza w małym pokoiku na strychu. Nigdy nie dotykała trawy i kwiatów, nigdy nie oddychała świeżym powietrzem. Nigdy nie słuchała śpiewu ptaków, nigdy nie czuła promieni słońca na skórze. Nigdy nie poznała nikogo poza swoimi rodzicami i nigdy nie widziała swojego odbicia w lustrze. Wszystko to dlatego, że jest z nią coś bardzo nie tak, ludzie mogli by ją wziąć za upiora i uciekać przed nią. To matka powtarza jej te informacje, razem z przekonaniem, że Lilly jest złą dziewczynką i powinna modlić się do Boga o wybaczenie grzechów i codziennie czytać Biblię. Trochę lepsze podejście do córki ma ojciec- opowiada jej o świecie, czasem przynosi prezenty i daje namiastkę bliskości. Niestety nie ma go w domu, kiedy w pobliżu zatrzymuje się cyrk braci Barlow, więc też nie może powstrzymać żony, która ciemną nocą pierwszy raz wyprowadza córkę z domu... Aby po kryjomu sprzedać ją do cyrku...
I tak biedna Lilly z izolacji na strychu trafia do głośnego, barwnego świata cyrku. Należy pamiętać, że historia dzieje się w latach trzydziestych XX wieku, kiedy cyrk zapewniał bardziej spektakularne, ale i bardziej okrutne widowiska niż dziś. Na porządku dziennym były galerie osobliwości, które zbierały wszelkiego rodzaju kaleki i ludzi o różnych deformacjach ciała. W widzach wzbudzali oni zgrozę, obrzydzenie lub śmiech. Trafiali się też agresywni widzowie, którzy atakowali "dziwadła". Na pastwę takich ludzi zostaje wystawiona mała Lilly. Zaskakujący jest jej hart ducha- długo nie chce się ugiąć przed brutalnym piekunem galerii osobliwości. Wierzy, że tata ją odnajdzie i uratuje, chociaż z czasem ta wiara w niej słabnie. Natomiast opiekun przerzuca ją między różnymi coraz mniej przyjemnymi występami- w końcu zapłacił za nią, więc może traktować ją jak swoją własność.
Dopiero kiedy Lilly przez przypadek trafia do grupy treserów słoni odnajduje swoje miejsce na ziemi. Zwierzęta szybko obdarzają ją uczuciem, dołącza do nich ich opiekun i nagle Lilly odkrywa, że życie ma też jasne strony.
Równolegle śledzimy losy młodej Julii Blackwood, która żyje w czasach współczesnych. Odziedziczyła wielki stary dom po rodzicach. Nigdy nie łączyła jej z nimi więź emocjonalna, a dom kryje stare tajemnice, historie które w dzieciństwie były dla dziewczyny niedostępne. Julia postanawia je odkryć i nagle okazuje się, że całe jej życie opierało się na kłamstwie. Chociaż Julia jest w tej historii bardzo ważną postacią, muszę przyznać, że jej losy nie wzbudziły we mnie takich emocji, jak życie Lilly.
Lilly dorosła, wyszła za mąż, urodziła dziecko. W końcu zaznała szczęścia i zaczęła wierzyć, że życie może być piękne. Jednak zachłanność dyrektora cyrku prowadzi do tragedii w wyniku której cierpią słonie Lilly, a potem ona sama. Autorka wykorzystuje tu prawdziwą historię cyrkowego słonia, który został skazany na śmierć przez powieszenie. Dalej jest już tylko bardziej dramatycznie.
Ostatecznie poznajemy też historię rodziców Lilly. Ojciec- nieudacznik próbuje tłumaczyć zachowanie matki- nadgorliwej dewotki, która była przerażona faktem, że urodziła odmieńca. Chyba najbardziej zirytowało mnie to, że ojciec próbował się bronić tym, że zamiast zabić noworodka, zamknął go na strychu. I tak trzymał tam . dziecko dziewięć lat- z miłości.
Jest to historia, którą czyta się łatwo ze względu na styl i prosty, ale przyjemny język. A jednak czyta się ją ciężko ze względu na ogromny ładunek emocjonalny, jaki w sobie niesie. Daje też pewne wyobrażenie na temat działania cyrku w dawnych czasach.