Panowie Michael Hjorth i Hans Rosenfeldt to w rzeczy samej mistrzowie rozbudowanej powieści kryminalnej. Po raz trzeci szedłem z nimi przez kości umarł zawiłą i jakże sprytnie sklejoną historię.
Żeby jednak oddać uczciwie innym recenzentom – trochę ta część jest mniej drapieżna, mniej agresywna, i nieco subtelnie przegadana. Ah nie lubimy tego słowa, i owszem, bo zwiastuje książkę nudną, rozwleczoną i bardzo ciężko strawną. W tym jednak wypadku mamy do czynienia ze specyfiką działania autorów, którzy na swoją modłę prowadzą kryminał sensacyjny niespiesznie, nienachalnie, ale konsekwentnie. „Przegadaność” zatem (słownik człowieku!) objawia się 459 stronnicowym kryminałem, który mocno trzyma się sfery obyczajowej.
Akcja. Powoli jak ta lokomotywa - stoi na stacji pierwszej strony, ciężka, ogromna (459 stron) i pot z czytelnika spływa, nie tylko z szalejącego gorąca, ale i z konieczności przebrnięcia przez dość opasłe tomiszcze. Kilka drobnych wydarzeń w różnych miejscach, kilka sprytnych przeniesień akcji i zawiązuje się fabuła, która mimo iż tych wagonów (wątków) jest ze czterdzieści i sam nie wiem co jeszcze się w nich zmieści – wciąga bez reszty i nagle gwizd! I nagle świst!
Żeby jednak lokomotywa, nie Tuwimowska, a właśnie Rosenfeldtowsko-Hjorthowska (zabijcie mnie, nigdy nie przeczytam tych nazwisk poprawnie) ruszyła musimy powoli przebrnąć przez zawartość świata przedstawionego. Przez problemy poszczególnych bohaterów, których charakterystyki są dość szczegółowo i bardzo starannie nakreślone. Dziękować Autorom należy, że ufając w czytelniczą konsekwencję czytania kolejnych następujących po sobie tomów – nie piszą pińcet razy o każdym z bohaterów – znamy ich przecież doskonale z poprzednich tomów. Nie mniej jednak to, co niektórzy nazwali wadą tej książki ja rozpoznaję jako olbrzymią zaletę. Nasi hoży-doktorzy, nasi nieustraszeni kryminalni detektywi z krajowego zespołu nadal borykają się z problemami życia codziennego, z romansami, z rodzinami, rozwodami etc. Bardzo ciekawie przedstawiona metamorfoza Sebastiana Bergmana, naszego głównego seksoholika-profilera kryminalnego, który w tej części seksu chyba ani raz, za to walczy o swoje relacje z… <spoiler alert censorship>. Pozostali bohaterowie kontynuują wątki osobiste z poprzednich tomów, dzięki czemu odczuwałem jeszcze większą więź z bohaterami i ciekawość co dalej, co dalej… dorzucają zatem węgla do śledztwa, a fabuła szarpie wagony, przyspiesza i gna coraz prędzej.
Ale przecież nie jest to powieść obyczajowa, pełnoprawny kryminał, bardzo dobrze napisany. Wątek kryminalny nie może być spojlowany, powiem tylko, że do gry wchodzi CIA, afgańscy imigranci podejrzani o terroryzm, szwedzkie SAPO i inne służby, śledztwa dziennikarskie (w tej części nieco większą obdarzone nieco większą rolą) oraz oczywiście instynkty naszych śledczych. Autorzy przemycają mistrzowsko problemy emigracyjne Szwecji, nie stając jednak w roli sędziów, po prostu mówią jak jest, choć podoba mi się zdanie:
„(…) Szwedzi, którzy prawie nic nie produkują, oprócz poprawności politycznej i płytkich opinii”.
Pięknie! Dodam, że oba kręgosłupy powieści bardzo sprawnie i interesująco się ze sobą przeplatają, nie są to dwie książki w jednej, a kryminał z rosnącą w miarę czytania sensacją (strzelaniny, pościgi, adrenalinka!) z świetnie napisaną warstwą obyczajową. Od mniej więcej połowy aż do końca lokomotywa fabularna nabiera rozpędu i gna bez zatrzymania aż do końca, gidze wszystko się nam ładnie splata w całość – bez niepozamykanych nitek, czy niewykorzystanych klocków fabularnych. Pozornie przegadana, ale tak naprawdę nie ma w tej lokomotywie ani jednego niepotrzebnego wagonu, ani jednej niepotrzebnej strony.
Iście mrozowski clif-hanger pominę milczeniem, za to musiałem ująć gwiazdkę – tak się nie robi, nie ta klasa powieści. No ale czymś trzeba podk&^$% zainteresować czytelnika. I mnie zainteresowali. Sięgnę bez wątpienia po następny tom.
12.08.2020 r.