✨Poznajcie historię francuskiego złodzieja i jego niebezpiecznej obsesji na punkcie sztuki.✨
"Sztuka to mój narkotyk."
"Stephane Breitwieser tak naprawdę nie jest złodziejem dzieł sztuki. Przynajmniej on sam tak właśnie twierdzi, choć prawdopodobnie to najskuteczniejszy i najdoskonalszy złodziej dzieł sztuki, jaki kiedykolwiek żył. Nie zaprzecza, że ukradł przedmioty, którymi wypełnił swoją kryjówkę (...) Doskonale wie, co zrobił; część skoków potrafi odtworzyć wraz z dokładną liczbą kroków dzielących go od drzwi wyjściowych muzeum, przez które wyniósł eksponat."
Stephane Breitwieser (ur. 1971) w latach 1995–2001 ukradł ponad 200 dzieł o wartości ok. 2 miliardów dolarów. Jednak nie interesowała go wartość materialna zdobytych łupów. Nigdy nie zamierzał na nich zarobić bowiem kierował się jedynie pasją do sztuki i chęcią posiadania wybranych dzieł w swoim pokoju na poddaszu.
Właściwie od najmłodszych lat muzea były dla niego miejscami, gdzie mógł się uspokoić i odzyskać równowagę przy swoich częstych wahaniach nastroju. W życiu miał dwie największe i prawdziwe miłości: ukochaną Anne-Catherine oraz zamiłowanie do kradzieży dzieł sztuki. I udało mu się to połączyć ... Anne-Catherine przez wiele lat partnerowała mu przy kradzieżach. Jako para wchodzili do muzeum, sprawdzali zabezpieczenia i strażników, on zabierał jakiś artefakt, ona stała na czatach. To było takie proste, tak łatwo było wykorzystać nieuwagę pracowników albo ich chwilową nieobecność. Breitwieser wykorzystywał również fakt, że w tamtych latach eksponaty były marnie zabezpieczone albo nawet wcale. Pod szerokim płaszczem potrafił schować rzeźbę, wynieść płótno obrazu, starodawną broń, pamiątki takie jak kielichy czy monety. Bardzo długo czuł się bezkarny, w swoim zachowaniu nie widział nic złego. Nawet kiedy został złapany i dostał wyrok kilku lat więzienia nie potrafił zmienić swojego postępowania.
Czytając tę książkę nie mogłam się nadziwić jak skomplikowaną osobą był Stephane. Z pozoru spokojny, opanowany młody mężczyzna, zakochany i oddany jednej kobiecie, zupełnie nieszkodliwy. A przecież wyniósł z muzealnych wystaw setki eksponatów i zrobił to wyłącznie dla samego siebie. Jego obsesja, brak umiaru, brak skruchy w tym, co robił pozwala sądzić, że musiał cierpieć na jakieś zaburzenie psychiczne. I choć był badany pod tym względem, psychologom ciężko było go sklasyfikować. Przejawiał objawy kleptomani i syndromu Stendhala ale to nie kradzież była jego celem tylko samo posiadanie cennego przedmiotu.
Nie sądziłam, że historia złodzieja może być tak fascynująca. Książka "Złodziej sztuki" Michaela Finkel bez reszty mnie wciągnęła. Nie jest to misteria fabuła jakiegoś filmu a najprawdziwsza historia i to szczególnie zrobiło na mnie wrażenie. Miejcie tę książkę na uwadze!