Twórczość Riley'a Sagera należy do tych, po które sięgam bez wahania.
Zawsze jestem przekonana o tym, że historie, które tworzy, wciągną mnie od pierwszej do ostatniej strony i pozostawią na koniec dobre wrażenie.
W 1929 roku doszła do brutalnego morderstwa. Było na tyle wstrząsające, że po ponad pięćdziesięciu latach, nadal pozostaje na wielu językach i wzbudza różnorodne uczucia. Po czteroosobowej rodzinie została tylko ona - Lenora Hope, jedna z dwóch córek. Cóż, domniemania wskazują na oczywisty fakt popełnienia przez nią zbrodni, jednak dowody okazały się niewystarczające. Sama "podejrzana" ani razu nie odniosła się do wydarzeń z przeszłości, nadal mieszka w domu, w którym doszło do tragedii.
Kobieta potrzebuje opieki, ponieważ nie jest w stanie wykonywać żadnych czynności, nie pozwala na to jej fizyczność. Komunikuje się z innymi przez wystukiwanie "tak" i "nie" oraz powolne pisanie na maszynie. Po odejściu opiekunki, na jej miejsce trafia Kit McDeere. To właśnie jej Lenora postanawia zaufać i wyjawić to, co wydarzyło się w roku 1929.
Obie kobiety, mogą mieć ze sobą więcej wspólnego, niż może się wydawać...
Już od momentu wprowadzenia do tej książki miałam ciarki. Sam fakt popełnionej zbrodni, która nie była czymś wyssanym z palca, bo przecież każdego dnia możemy usłyszeć (niestety) o takich sytuacjach, wzbudzał niepokój. Wszystko zostało opisane tak dokładnie, że oczami wyobraźni dostrzegłam każdy szczegół, a te ciężko było wyrzucić z głowy.
Klimat tej historii jest niezwykły. Dosłownie byłam w stanie, razem z bohaterami, znaleźć się w domu postawionym na szczycie klifu, usłyszeć wodę odbijającą się o skały, czy wiatr, który wywoływał gęsią skórkę. Dla mnie ta książka poniekąd żyje, ponieważ, jakkolwiek irracjonalnie to nie zabrzmi, cokolwiek będzie to o mnie świadczyło - byłam w stanie ją słyszeć, poczuć. To zachwycające, jak bardzo potrafiła zadziałać na moje zmysły. Niepokój został wywołany niejednokrotnie, a tak właśnie powinno być przy tej konkretnej lekturze.
Tajemnice, które są skrywane tak długo, mogą się tylko piętrzyć, a skutki, które po nich następują, są jak domino, mogą stworzyć niezwykłą układankę, albo przewrócić się z powodu przewrócenia jednej kostki. Jak myślicie? Na koniec posypie się wszystko czy będziemy mogli patrzeć na niezwykły obraz?
Autor doprowadził do tego, że przez moją głowę przewinęły się przynajmniej cztery scenariusze, z których każdy okazał się tym nietrafionym. Skrzętnie ukrył to, co okazało się sednem historii, zakręcił mną kilkukrotnie (oj, tych plot twistów pojawiło się sporo), żeby na koniec i tak zostawić mnie ze szczęka opadniętą do podłogi. Manipulacje, intrygi, tajemnice, to wszystko złożyło się na lekturę, od której bardzo ciężko było mi się oderwać.
Zdecydowany plus za wykreowanie w ten sposób wszystkich postaci. Zwłaszcza tych głównych. Tutaj każdy "zagrał" idealnie, niczym najlepszy aktor w ulubionym filmie. Swoją drogą, bardzo chętnie przysiadlabym do ekranizacji tej książki.
Ten thriller uważam za jeden z najlepszych, jakie udało mi się przeczytać. Poprzednie książki Autora, które dane było mi poznać, również na mnie "działały", jednak każda z nich w nieco inny sposób. Wiem, że zdania na ich temat są bardzo podzielone, ale uważam, że Sager ma bardzo charakterystyczny styl, który albo się lubi, albo nie. Polecam przekonać się na własnej skórze.