"Grzegorz Ostasz z IPN: "Wiosną 1945 r. podczas operacji łużyckiej błędy taktyczne z reguły nietrzeźwego gen. "Waltera" - "skłóconego z podwładnymi, którzy odmawiali wykonywania niedorzecznych rozkazów" - poskutkowały rozgromieniem 2. Armii [która dowodził Świerczewski - dop. ML] przez niemieckie wojska feldmarszałka Ferdinanda Schörnera. Świerczewski "dowodził chyba w pijanym widzie", samowolnie modyfikując dyrektywy sowieckiego marszałka Iwana Koniewa. Buńczucznie lekceważył Niemców (...), "pchał pułki wprost pod zaporowy ogień przeciwnika" - toteż bitwa pod Budziszynem, stoczona w ostatnich dniach wojny, zakończyła się sromotną klęską".W dwutygodniowej operacji łużyckiej dowodzona przez "Waltera" armia traci aż 57 procent czołgów i dział pancernych. Straty w ludziach są koszmarne: prawie pięć tysięcy poległych, blisko trzy tysiące zaginionych bez wieści i ponad dziesięć tysięcy rannych, spośród których wkrótce część umiera. Jak wyliczają historycy wojskowości, to aż 27 procent wszystkich strat poniesionych na froncie w ciągu dwudziestu miesięcy istnienia Ludowego Wojska Polskiego". [s.49]
"Świerczewski idzie w bój bez cienia wątpliwości, czy w słusznej sprawie. Dlaczego walczy po stronie bolszewików? Córka Antonina Karłowna mówi po latach: "Chyba uważał, że niesie wolność polskim robotnikom i chłopom. Armia Czerwona miała ich wyzwolić od kapitalizmu. [...] [Świerczewski - dom. ML] Mocno przeżywa Cud nad Wisłą, bo wcześniej wyobraża sobie, jak z czerwonymi sołdatami wkracza zwycięsko do rodzinnej Warszawy. Rany fizyczne się goją, gorzej z psychicznymi. Ratunkiem okazuje się służba w Szkole Czerwonych Komunardów w Moskwie, gdzie Świerczewski jest dowódcą batalionu i wykładowcą". [s. 40-41]
"To w Hiszpanii tworzy się i dojrzewa mit generała "Waltera", a dziennikarze robią z niego romantycznego wojownika, który nigdy, w żadnych warunkach nie cofa się przed ogniem nieprzyjaciela. Ale nie wszyscy postrzegają go jako człowieka czynu, walczącego o wolność hiszpańskich mas. Pseudonim "Walter" ma związek z jego ulubionym pistoletem Walther PP. Rozstrzeliwuje z niego jeńców, dezerterów i innych "wrogów ludu". Według badaczy tamtego okresu Świerczewski ponosi dodatkowo współodpowiedzialność za śmierć siedemnastu tysięcy duchownych, zakonnic oraz dzieci z sierocińców". [s.42-43]
""Podczas walk niemal zawsze był pod wpływem alkoholu. Stawał się wtedy despotą, całkowicie odrzucał rady podległych oficerów, a nawet ignorował rozkazy dowództwa wyższego rzędu". [s.43]
"Dwudziestego siódmego kwietnia 1947 roku, miesiąc po śmierci generała Świerczewskiego, rozpoczyna się akcja "Wisła". Ludność ukraińska wywożona jest na ziemie poniemieckie, a z Polaków wylewa się mieszanina radości, złości i agresji.
- Lżyli wypędzanych, zastraszali, czasami rzucali kamieniami - pamięta Kopczyński - Tylko nielicznych zdobyli się na przyzwoitość, by otwarcie stanąć w obronie znajomych niczemu niewinnych Ukrainców. Bezskutecznie próbowali zapobiec ich wygnaniu". [s.58].
"- Kiedyś znałem tu każdy kamień, a teraz stałem w miejscu i nic nie rozumiałem - opowiada najstarszy - Zastanawiałem się, co powiem ojcu po powrocie. On cały czas wierzył, że któregoś dnia spakuje dobytek i wróci w Bieszczady. Nie do jakiejś tam wsi, ale do swojej. Tej, w której się urodził, ożenił, spłodził dzieci i zbudował dom. Ale tego domu już nie było, tak samo jak wszystkich innych". [s.75]
"Istnieją równolegle dobra pamięć i zła pamięć, w obydwu przypadkach dopuszczająca pytania i otwarta na dialog. Istnieje też dychotomia pamięci, wykluczająca te możliwości. Cechuje tych, którzy są przekonani, że Ukraińcy to prymitywni rezuni, a Polacy - szlachetni rycerze. Jeśli Ukraińcy z UPA zabijali Polaków z LWP [Ludowego Wojska Polskiego - obj. ML], to był to po prostu mord. Kiedy żołnierze zabijali partyzantów UPA, mówiono o czystej walce w warunkach bojowych. Dlatego generał Świerczewski nie został skoszony pociskami wroga, lecz podstępnie przezeń zamordowany". [s. 167]
"W Bieszczadach są też inne miejsca pamięci, głównie ofiar niemieckich nazistów i UPA, ale żadne z nich - może poza cmentarzem wojennym w Baligrodzie - nie jest otoczone tak drobiazgową opieką. Pomniki i tablice pamiątkowe stają w miasteczkach i wsiach, nigdzie jednak nie są upamiętniane ofiary Holokaustu. Żydów w Bieszczadach już nie ma. Ich ciała w bezimiennych dołach, spalone w krematoriach, lecz lepiej o tym nie pamiętać. Kirkuty zarastają zielskiem, zamieniane są w wysypiska odpadów, wymazywane z miejsc, którym należne są pamięć i szacunek". [s.107]
"Bieszczady usiane są bezimiennymi mogiłami tysięcy poległych w pierwszej wojnie światowej, lecz o nich nikt nie pamięta. Z czasem zienia wypluwa ludzkie szczątki na powierzchnię, a przypadkowy przechodzień uznaje, że to na pewno ofiary UPA. Nie ma innej możliwości Dopiero gdy gleba i trawa stają się mniej tajemnicze, gdy odsłaniają ukryte pociski, fragmenty mundurów i wyposażenia - znać, że to nie pozostałości walk z drugiej wojny, lecz znacznie wcześniejszych. [...] Całe Bieszczady to przecież jeden wielki cmentarz. Gdziekolwiek wejść, gdziekolwiek postawić nogę - wszędzie jakieś kości, guziki, naboje, bagnety, menażki, saperki. Życie zmielone przez ziemię na fragmenty i fragmenciki". [s. 122]
"Znikanie" generała proste nie jest, bo mieszkańcy wcale nie chcą się go pozbyć. Gmina, na terenie której leżą Jabłonki, jest biedna. Nie ma się czym pochwalić! Niczym, prócz pomnika Świerczewskiego, jego pamięci i tego, co się z nią wiąże. Tyle że machina historii wydaje się nie do zatrzymania i w końcu i ten granitowy pomnik zostaje zniszczony.
"Pierwsza noga zostaje odspawana dopiero po godzinie, na drugą schodzi prawie tyle samo czasu. Podjeżdża dźwig, człowiek w uniformie sięga po hak na linie i zaczepia go o rzeźbę. Po chwili wolno i ostrożnie blaszany orzeł opada, aż w końcu osiada na zamarzniętym gruncie. Kiedy ta część operacji dobiega końca, zgromadzeni jeden po drugim podchodzą do konstrukcji. Dotykają, oglądają, robią zdjęcia - także sobie, obejmując czule pokonany symbol, który przez pięćdziesiąt sześć lat strzegł oblicza generała "Waltera". [...] Znikanie "Waltera" z bieszczadzkiej przestrzeni, spomiędzy Charczajki i Woronikówki, trwa cztery dni". [s. 255]
Moja ocena:
Przez ponad 60 lat do niewielkich Jabłonek w Bieszczadach rokrocznie "pielgrzymowały" tysiące Polaków. Pojedynczo i grupowo oddawali hołd poległemu właśnie tutaj generałowi Karolowi Świerczewskiemu, ...
W ostatnich latach w Bieszczadach sporo się zmieniło, choć sięgam pamięcią zaledwie początków nowego millenium, gdy region ten mienił się w moich oczach skansenem PRLu. Prawie w każdej miejscowości w...
Krzysztof Potaczała "Świerczewski" Śmierć i kult bożyszcza komunizmu, "A może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?" to jedna z częściej powtarzanych fraz, kiedy zaczynamy mieć wszystkiego...
Zanim przeczytałam „Psychologię wojny” Leo Murray, za najlepszą książkę o psychologii wojny i zabijania uważałam „On killing” płk. Dave’a Grossmana. Po przeczytaniu ksią...
Recenzja książki Psychologia wojny„[…] spokojna pewność siebie, wsparta u Porschego ogromną wiedzą w zajmujących go dziedzinach i rozległymi zainteresowaniami, wielu urzekała. Dzięki temu łatwo znajdo...
Recenzja książki Ferdinand PorschePomimo tego, że święta już za parę dni to coraz więcej osób stwierdza zgodnie i nieco ze smutkiem, że tych świąt po pro...
Recenzja książki Duch na rozstaju drógHistoria, którą poznacie, oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, co skusiło mnie do lektury. Przyznam, że pierwsza my...
Recenzja książki MasłoKsiążka „Gniew Smoka. Jak walczył Bruce Lee” dla mnie była tak wciągającą lekturą, jakbym ponownie oglądała film z Lee ...
Recenzja książki Gniew Smoka