Mark Hodder kupił mnie sobie swym debiutem, zaś jego kontynuacją – zawładnął moją duszą. Dlaczego? Ponieważ Zdumiewająca sprawa Nakręcanego Człowieka obok pięknej, przyciągającej wzrok okładki ma fantastyczną, wciągającą zawartość. O ile tom poprzedni uznałam za bardzo dobry, to drugi okazał się absolutną rewelacją. I już teraz mówię… nie mogę doczekać się kontynuacji!
Fabuła rozkręca się powoli, można pokusić się o stwierdzenie, że przedstawia fragment z normalnego przebiegu życia królewskiego agenta do zadań specjalnych (o ile cokolwiek w takim zawodzie może być normalne). Sir Richard Francis Burton, bo to o nim mowa, w towarzystwie swego przyjaciela, Alegorna Swinburne’a, w samym środku Londynu wpada na tajemniczą, zaawansowaną technologicznie maszynę, by poprzez udaremnienie kradzieży (fałszywych co prawda) diamentów dotrzeć do rozstrzygania sporów międzyrodowych. I choć wszystkie te wydarzenia wydają się nie mieć ze sobą ani odrobiny wspólnych punktów, to ku zaskoczeniu wszystkich – także Czytelnika – zupełnie niespodziewanie splatają się w sieć, a najmniej istotna sprawa okazuje się tą decydującą o wszystkim. O losach Burtona i jego przyjaciół, o losach Imperium Brytyjskiego, które najwyraźniej ktoś pragnie zniszczyć.
Najpierw budowa napięcia. Łatwo wyczuć, że pod warstewką pozornego spokoju coś wrze, buzuje, pragnie wydostać się na powierzchnię i niekoniecznie widzi mu się przyczynienie do chwały Anglii. Nikogo więc nie zaskoczy, że pędziłam przez strony, pewna, że nieubłaganie zbliżam się do nieuchronnych, przełomowych wydarzeń – po prostu nie mogłam się ich doczekać. Nie dlatego, że pierwsze rozdziały były nudne czy monotonne, wprost przeciwnie – zapowiadała się jeszcze ostrzejsza jazda bez trzymanki. I bez pasów bezpieczeństwa. Dlaczego więc wyżej wymieniłam słowo „spokój”? Cóż, w porównaniu zresztą powieści, początkowo faktycznie panowała sielanka, bo później akcja rozpędza się tak, że nie można oderwać się od lektury za żadne skarby. Wydarzenia następują po sobie natychmiast, nie bacząc, czy Czytelnik nie chciałby może nieco zwolnić, złapać oddech. Jednak w Londynie, pełnym parowych maszyn i efektów szalonych eksperymentów Eugeników, nie ma miejsca na czyste powietrze – dawno temu wyniosło się w bardziej przyjazne rejony, by płakać nad tym, co dzieje się ze światem. Bo jest nad czym rozpaczać.
Hodder uczynił swoje uniwersum spaczonym. Kilka drobnych zmian sprawiło, że wielu z ludzi elit – badaczy, naukowców, polityków – najwidoczniej utraciło zdolność rozpoznawania tego, co dobre, a co złe, co humanitarne, a co bestialskie, co estetyczne, a co zwyczajnie obrzydliwe. Choroba, wywołana zmienieniem biegu czasów, pożera świat głównych bohaterów niczym rak – powoli, lecz nieubłaganie, nieodwracalnie. Już w Dziwnej sprawie Skaczącego Jacka autor mistrzowsko wprowadził tę dziwną, fascynującą atmosferę zepsucia, ale w drugim tomie klimat przestał być tylko klimatem – stał się istotnym czynnikiem wpływającym na bieg fabuły, elementem determinującym rozwój postaci, zarówno już Czytelnikowi znanych, jak i tych nowych.
Postaci, postaci… Z kilkoma przyszło nam się pożegnać, lecz pojawiły się także nowe twarze, zaś każda z nich ma swą własną, niezwykłą historię wraz odmiennym charakterem, motywacjami i sposobem bycia – nieważne, czy ma zaszczyt występować na stu stronach, czy na dziesięciu. W obliczu tej odrębności i różnorodności, mimo iż bohaterów jest całkiem sporo, nie sposób się pogubić, kto jest kim, kto kogo i dlaczego.
Poprzednio przeszkadzała mi mnogość opisów urządzeń. Na początku było to interesujące, ale z biegiem kartek stało się zwyczajnie irytujące – bowiem ni z gruchy ni z pietruchy, w samym środku gwałtownej akcji, kiedy pojawia się jakieś urządzenie, autor nie kontynuował, a zupełnie niespodziewanie raczył Czytelnika dłuuugim opisem danej maszyny czy przedmiotu. Jego historią, sposobem działania, zastosowaniem… Kiedy po prostu chce się wiedzieć, co się dalej z osobami dramatu, a nie, jak to działa! Na szczęście jednak Hodder poszedł po rozum po głowy i w Zdumiewającej sprawie… skrócił owe wynurzenia do minimum – to znaczny plus (choć uważam, że ponowne zagłębianie się w naturę danego obiektu nie ma sensu, skoro już raz to zrobiono).
Krócej mówiąc – do księgarń i bibliotek! Zdumiewająca sprawa Nakręcanego Człowieka to coś, czym powinien zainteresować się każdy osobnik szukający kawałka dobrej literatury – nie tylko fani steampunku. Polecam z całego serca.