Najnowsza powieść Joanny Dulewicz to książka niezwykle trudna do zrecenzowania. To jedna z tych pozycji, które można odczytywać na wiele sposobów. Od naszych doświadczeń czytelniczych, tego czego poszukujemy i co potrafimy dostrzec w literaturze zależy jej odbiór.
„Sukcesja”, dla niektórych będzie kryminałem przywodzącym na myśl te klasyczne, w stylu Agaty Christie, czy wykorzystujące motyw zamkniętego pokoju (choć niezupełnie, bo przecież w tym wypadku denat nie był sam). Mamy tutaj zbrodnię, policyjne, a także prywatne śledztwo, odkrywanie motywu i osoby sprawcy.
Inni powiedzą, że to powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Bo czyż nie możemy w niej odnaleźć jakiejś cząstki siebie? Akcja osadzona została w konkretnym czasie, a choć bohaterowie są fikcyjni to ich „perypetie” noszą wszelkie znamiona prawdopodobieństwa. Mamy też oczywiście zbrodnię, ale to w końcu tylko jeden z wielu wątków.
Dla mnie „Sukcesja” to rasowy thriller psychologiczny. Joanna Dulewicz koncentruje się w głównej mierze na psychologicznych aspektach postępowania bohaterów. Człowieka, jako istotę będącą sumą odziedziczonych po przodkach genów i zachowań oraz własnych życiowych doświadczeń stawia w centrum. Zbrodnia i toczące się w związku z nią śledztwo, choć stanowią niezwykle istotny element powieści posłużyły Autorce jedynie do ukazania skomplikowanych międzyludzkich relacji oraz różnych wymiarów miłości. Joanna Dulewicz dała również wyraz swojej wrażliwości na problemy społeczne.
Zapraszając nas do węglanowskiego dworku, który stał się areną zbrodni a w którym zgromadziła rodzinę Aleksandrowiczów oraz jej przyjaciół, otworzyła nam drzwi do świata bohaterów. Dzięki narracji prowadzonej z dwóch perspektyw czasowych poznajemy nie tylko to, kim teraz są i jak żyją goście Sary Blosh oraz ona sama, ale możemy zagłębić się w ich wspomnienia. To one skrywają motyw zbrodni.
Teraźniejszość jest w powieści zwierciadłem dla przeszłości, a sami bohaterowie są odbiciem sumy postaw, zachowań, poglądów i wartości wyniesionych z rodzinnych domów oraz swoich osobistych doświadczeń i przeżyć. Słowo sukcesja nie ma w powieści jednego znaczenia. Joanna Dulewicz dowodzi, że dziedziczymy nie tylko dobra materialne, ale również, a może przede wszystkim(?) zachowania, postawy i emocje protoplastów.
„Sukcesja” to też ukazanie wielu odcieni miłości. Autorka skupia się przede wszystkim na tym, aby zobrazować do czego może prowadzić nadmiar lub deficyt tego uczucia. Doskonale ilustruje konsekwencje jej braku, narastającego latami żalu i zazdrości.
Osadzenie akcji w małym miasteczku dało możliwość oddania mentalności jego mieszkańców oraz stworzenia całej galerii różnorodnych osobowości. Bohaterowie „Sukcesji” są niezwykle barwni i wyraziści. (Jedna ze stworzonych przez Joannę Dulewicz postaci stanowi idealny portret hipokryzji, dewocji (w znaczeniu negatywnym) oraz wszystkich pejoratywnych konotacji słowa małomiasteczkowość.)
Najnowsza powieść Autorki to również problemy z jakimi muszą mierzyć się chorzy na bielactwo, cierpiący na depresję czy opiekujące się ludźmi obłożnie chorymi. To obraz zmagań samotnej matki chorego dziecka o godne życie oraz jej walki o zdobycie środków na nierefundowane przez państwo, bardzo kosztowne leczenie.
Joanna Dulewicz serwuje nam podróż w głąb ludzkich serc, umysłów i emocji popartą znakomitym researchem. Wielość bohaterów może początkowo przytłoczyć, ale uwierzcie mi każdy z nich ma do odegrania jakąś rolę. Podobnie jest z ilością wątków, które finalnie tworzą idealnie skomponowaną całość, a po drodze dostarczają mnóstwa frajdy z odkrywania wciąż nowych znaczeń. „Sukcesja” jest jak cebula, którą można obierać z kolejnych warstw i tak naprawdę od nas zależy kiedy powiemy wystarczy. Czytajcie!