New Milford, małe miasteczko w Connecticut nie wydaje się żadnym szczególnym miejscem. Ludzie żyją tu jak w każdym innym miejscu na Ziemi: wychowują dzieci, prowadzą gospodarstwo, robią zakupy, odwiedzają sąsiadów. Nic szczególnego, ot zwykłe, przeciętne małe miasto. Nic nie zapowiada, że mogłoby stać się areną zdarzeń dziwacznych, wymykających się racjonalnemu rozumieniu. Okazuje się, że jednak może...
Mason Perkins, miejscowy hydraulik, zostaje pewnego dnia wezwany do domu Jima i Alison Bodine’ów, by sprawdzić co dzieje się z wodą w studni, która od pewnego czasu stała się żółtozielonkawa i wydziela ledwo wyczuwalny zapach ryb. Gdy nie udaje mu się określić przyczyny tego stanu rzeczy, zabiera próbkę do laboratorium przyjaciela, Dana Kirka w celu poddania jej analizie chemicznej. Tutaj mysz przypadkowo wypija wodę a jej ciało po chwili pokrywa się ciemnym, chitynowym okryciem, przypominającym pancerz kraba. Zaniepokojeni mężczyźni udają się do domu Jima i Alison, by ich ostrzec przed piciem wody. Jednakże na miejscu znajdują tylko pusty dom, a także martwego syna Bodine’ów (okoliczności jego śmierci wydają się cokolwiek podejrzane i nieprawdopodobne). Gdy okazuje się, że nigdzie w pobliżu nie ma rodziców zmarłego chłopca, coraz bardziej uzasadnione staje się podejrzenie, że dorośli mieszkańcy domu mogli się jednak napić wody. Czy jednak z ludźmi stanie się to samo co z myszą? Czy również zaczną się zmieniać w kraby...? To zaledwie początek akcji, która od tego momentu nabiera tempa.
Nie będę ukrywał, że to mój pierwszy kontakt z twórczością pana Mastertona. Zastanawiałem się czy wybrałem szczęśliwie, jednak po lekturze tej powieści mogę powiedzieć, że raczej tak. Raczej, bo nie jest to ani dzieło wybitne ani też typowy gniot. Akcja dość szybko posuwa się do przodu, nie mamy specjalnie czasu, żeby się nudzić. Poznać w tym można doświadczenie autora, który dobrze wie, jak powieść poprowadzić by zainteresować czytelnika.
Także główni bohaterowie są dosyć dobrze zarysowani, zwłaszcza Mason Perkins – hydraulik z uniwersytecką przeszłością, a właściwie epizodem – samotnik w średnim wieku starający się zdobyć względy asystentki Dana Kirka. Jego postać nie jest za bardzo bohaterska, przy próbach niesienia pomocy innym zawsze zastanawia się, czy nie lepiej byłoby znaleźć się gdzie indziej. Jednakże tchórzem też nie sposób go nazwać, w końcu zawsze w rezultacie robi to co powinien. Bez trudu więc można się z nim identyfikować przy wertowaniu stron tej powieści.
Nie da się ukryć, że autor nie w każdym szczególe wychodzi tu obronną ręką. Irytuje zwłaszcza nieprzekonujące wyjaśnienie pochodzenia potworów a także sam ich wygląd (bo który czytelnik mógłby się przerazić ludzi-krabów?). Jednak już morderstwa dokonywane przez te istoty są dosyć efektowne i dobrze się czyta ich opisy.
„Studnie Piekieł” są typowym średniakiem, jednak przyjemnie i przede wszystkim szybko się tę powieść czyta. Myślę, że właśnie dlatego warto ją polecić. To przyjemna, niezobowiązująca rozrywka.