Istnieją serie, które mają w sobie to coś. Może to być jedna rzecz, niekiedy dwie – wpływają one w znaczny sposób na lekturę i zdarza się, iż ciężko nam od razu wyrazić, czym dany cykl tak bardzo nas urzekł. Jednak w przypadku serii Tahereh Mafi wiedziałam od razu! Był to naprawdę na wysokim poziomie, dopracowany styl, którym cechowała się jej emocjonalna narracja. Po finalnym tomie trylogii starałam się jednak niczego nie oczekiwać – dwa poprzednie wciągnęły mnie w świat Julii i poniekąd oczarowały. Obawiałam się, iż trzecia część może zniszczyć moje wrażenia o tej serii. Czy tak się rzeczywiście stało?
Tahereh Mafi to młoda autorka urodzona w Connecticut. Seria o Julii to jej debiut na rynku wydawniczym, w dodatku bardzo udany. Podbiła serca czytelników na całym świecie. Jej powieść „Dotyk Julii” trafiła na szczyty list bestsellerów New York Times. Autorka aktualnie mieszka w Californii, pijąc zdecydowanie za dużo kawy, która – miejmy nadzieję – daje jej energię do pisania kolejnych książek.
Julia Ferras żyje i ma się całkiem dobrze. Po dramatycznych wydarzeniach w poprzednim tomie, dziewczyna – choć słaba ciałem – jest pełna determinacji. Za dużo już straciła – zarówno osób, które kochała, jak i czasu. Nie będzie już tchórzem i podejmie tę decyzję, którą powinna podjąć już dawno temu, gdy tylko odkryła w sobie moc. Teraz bowiem wykorzysta swój dar, swoje przekleństwo i zniszczy Komitet Odnowy.
W ostatnim tomie przygód Julii zapowiadano kilka dla mnie istotnych wątków – rozwiązanie miłosnego trójkąta oraz otwartą walkę z systemem. Liczyłam zatem po cichu na sporą ilość akcji w znanym, emocjonalnym stylu Mafi. Po przeczytaniu „Daru Julii” dopadł mnie jednak cień rozczarowania, który chociaż nie wpłynął na moje końcowe wrażenia, tak jak można by się spodziewać, wciąż chodzi mi po głowie.
Tahereh Mafi w trzecim tomie swojej serii nie uraczyła mnie walką – nie skupiła się na systemie, który tak bardzo mnie ciekawił. Fabuła kręciła się wokół wątku romansowego oraz umysłu Julii, co samo w sobie nie byłoby złe, gdyby nie gorące zapowiedzi nadciągającego końca Komitetu Odnowy. Odczułam zatem niedosyt przy rozwiązaniu akcji – nie był on rozległy, zajmował może pięćdziesiąt stron całej powieści. Z tego też względu „Dar Julii” może niekiedy wydawać się monotematyczny, chociaż ja czytałam go z zaciekawieniem fana serii i z samego zakończenia jestem zadowolona, gdyż to w nim Mafi dała popis swoich umiejętności pisarskich.
Myślę, iż przy każdej opinii o książce Mafi większość osób wspomina o nietypowym, przepięknym języku. Ta autorka ma niezwykły talent do pisania – łączy prozę z poezją i sprawia, iż czytelnik wręcz wchodzi w głowę głównej bohaterki. Wszystkie emocje przeżywamy wraz z nią, jesteśmy nieodłącznymi towarzyszami jej uczuć, które narastają, wybuchają i uspokajają się. Język Mafi jest żywy – z łatwością oddaje ona rzeczywistość i pęd akcji.
Zaraz po języku warto docenić to, jakie zmiany zaszły w psychologicznym rysie wszystkich bohaterów. Autorka nie wahała się przy kontrowersyjnych przemianach i pokazała głębię postaci, a także to, co skłoniło ich do danych wyborów. Największej modyfikacji doświadczył Warner, czyli – nie ukrywam – moja ulubiona postać z tej serii. Mafi złagodziła jego obraz, jednak wciąż pozostawiła w nim ten chłód, który był tak intrygujący. Miłym zaskoczeniem była również metamorfoza Julii, która już nie irytowała swoimi słabościami, a zaczęła działać.
Miałam inne wyobrażenia, co do zakończenia tej serii, niemniej Tahereh Mafi to wciąż – według mnie – autorka, którą każdy fan dystopii powinien poznać. Jej magiczny styl całkowicie czaruje czytelnika, a jej kreacja rzeczywistości jest bardzo żywa i emocjonalna. Mimo mankamentów fabularnych „Daru Julii”, cieszę się, iż autorka dokończyła tę serię i dała mi pojęcie o tym, jak wygląda dopracowana, emotywna składnia. Seria o Julii jest przedstawicielem naprawdę dobrej półki z książkami młodzieżowymi i dobrze, że rok temu na nią skierowałam swój wzrok.
„I czuję, że coś we mnie pęka.
Wszystkie kręgi, stawy dłoni, kolana, biodra. Zamieniam się w kupkę kości na podłodze i nikt oprócz mnie o tym nie wie. Jestem połamanym szkieletem z bijącym sercem.”
Pozdrawiam
/ludzka-sokowirowka.blogspot.com/