Właściwie, to nawet nie wiem czego się spodziewałam. Wiedziałam, że to „nowela filmowa”, wiedziałam, że nie będzie odbiegać od filmu. Jednak spodziewałam się lekkiego ubarwienia filmowego świata. Szukałam jakieś głębszej budowy zdań, szerszego opisu poezji czy też głębszej analizy postaci, tak ważnych w tym utworze. Zawiodłam się srodze na tej noweli. Film pozostaje nadal jednym z lepszych, jakie widziałam, ale książka pozostaje daleko w tyle.
Historia nie różni się niczym w porównaniu z filmem. Jesteśmy w akademii Weltona, elitarnej szkole średniej. Główne filary szkoły to: tradycja, honor, dyscyplina i doskonałość. Szkoła, a właściwie surowy i twardy dyrektor Nolan, nie toleruję niepodporządkowania się, lenistwa i braku wyników w nauce. Mamy kilku główny bohaterów, którzy będą współtworzyć tajemnicze Stowarzyszenie umarłych poetów. Na przód wysuwa się kilka ciekawy postaci, których analizy oczekiwałam i nie doczekałam się.
Zaczynając od Neil’ego Perry. Chłopak pochodzi z domu, gdzie na wszystko trzeba ciężko zapracować. Jego ojciec, apodyktyczny i nietolerujący sprzeciwu gbur, chce dla niego jak najlepiej. Pragnie dać mu wykształcenie, o jakim on tylko może marzyć. Szkoda tylko, że nie słucha swego syna, który pragnie być aktorem. Ojciec koniecznie wysyła go na medycynę. Nigdy nie wysłuchał syna, który wielokrotnie starał się podziewać ojcu co o nim myśli. Neil to chłopak z wielkimi marzeniami, czuję się naturalnie na scenie i z tym chce wiązać swoją przyszłość. Niestety, na przeszkodzie stoi i ojciec, i matka, która stoi tylko z boku przyglądając się mężu, co ten wyczynia. Chłopak wiele wnosi do filmu, nie tylko pogodę ducha, ale także marzenia, w które głęboko wierzy. Z pomocą Pana Keatinga zaczyna wierzyć w carpe diem, łapie chwilę.
Drugą ciekawą postacią jest Todd Anderson, nieśmiały dzieciak, z głowa pełną planów i oczekiwań. Nadal wierzy w to, co kiedyś czytał o naturalnej miłości. Wierzy, że jego rodzice są zdolni kochać taką miłością, ale nie jego. Pozamiatany pod dywan kryję się ze swoim zdaniem, boi się go i wcale nie chce wygłaszać. W pewnym momencie okazuję się, że ma niezwykły talent do poezji. Z pomocą nauczyciela angielskiego staje na wysokości zdania – otwiera się przed światem. To on w końcowym stadium noweli staje w obronie nauczyciela, wyzwala w młodzieży bunt do wolności słowa, którą tak „mordowano” w akademii.
Patrząc na tą dwójkę, współlokatorzy, chłopcy z wielkimi planami, odkrywający z paczką przyjaciół, że jednak warto łapać chwilę. Capre diem nie oznacza tylko słów po łacinie, lecz także jakiś kierunek, ważny kierunek, w życiu.
Trzecią przetoczona przeze mnie postać to sam nauczyciel – Pan Keating. Niekonwencjonalny nauczyciel historii literatury angielskiej, uczący chłopców lekkiego, swobodnego i własnego myślenia. Akademia Weltona gościła także i jego, jednak wychodząc z założenia, że w każdej szkole potrzebny jest „taki” nauczyciel wraca do niej, aby nauczać młode umysły. Umysły te są już spaczone, nie tylko nadmiarem niepotrzebnej wiedzy, lecz także dyscypliną, która trzymała w ryzach wolność umysłu. Keating wyzwala tą klatkę umysłową skłaniając chłopaków do podejmowania własnych, zgodnych z sercem, decyzji. A przede wszystkim uczy ich piękna poezji.”Pod nadzorem” wykładowcy chłopcy rozwijają się i mogę swobodnie myśleć. Nie ulegają presji otoczenia i wreszcie stawiają opór surowemu dyrektorowi. Każdy, choć raz w życiu, powinien spotkać taką osobę.
Film pokazywał większą głębie niż ta książka, nie da się ukryć. Dlatego, jeśli ktoś oglądał film, nie warto czytać tej noweli filmowej. Jednak, jeśli zabierzecie się za nią, nie oczekujcie zbyt wiele.