"Po drodze zauważył, że miejscowi biegają w popłochu i krzyczą "wojna, wojna". Na początku nie rozumiał ich słów, ale gdy wreszcie dotarło do niego, co mówią, zatrzymał się całkowicie skołowany i nie wiedział, co ma dalej robić."
Gdy wyobrażam sobie tamtą sytuację, czuję jak budzi się we mnie paraliżujący lęk.
Spójrzcie.
Wiedziecie spokojny żywot, staracie się zapewnić godziwe warunki życia sobie i swojej rodzinie, a tu nagle dowiadujecie się, że wybuchła wojna.
Co robić w takiej sytuacji?
Dramatyzmu dodaje fakt, że 1 września Stefania właśnie zaczęła rodzić.
Jak poinformować pierworódkę, która wydaje na świat nowe życie, że nie wiadomo co będzie jutro? Jako matka, doskonale wiem jak czuje się kobieta w takiej sytuacji: jest zupełnie bezbronna, a jednocześnie czuje się odpowiedzialna za tę małą istotkę i chce dla niej jak najlepiej. Czy początek wojny to dobry moment na wychowanie dziecka?
Z pewnością nie najlepszy, ale kto mógł przewidzieć taki scenariusz?
Nie chcę być złym prorokiem, ale takie książki wywołują we mnie strach o naszą aktualną sytuację. Wszyscy wiemy, jak ona wygląda.
Czy grozi nam powtórka z historii?
Czy po raz kolejny będziemy musieli uciekać z własnych domów, w obawie przed utratą życia? A może przyjdzie nam patrzeć na cierpienie naszych braci i sióstr, na akty bestialstwa, które nigdy nie znajdzie logicznego uzasadnienia?
Bo jak można wytłumaczyć to, co robiono w czasie wojny? Przyznam, że do niedawna nie zdawałam sobie sprawy, jakie wydarzenia miały miejsca w Mszanie Dolnej (miejscu akcji wydarzeń rozgrywających się na kartach książki "Stefania i wojna"). Tyle się słyszy o masowych egzekucjach Żydów, a nie miałam pojęcia, że jedna z nich miała miejsce tak niedaleko od mojego miejsca zamieszkania... W sumie, jak tak teraz myślę, to niewiele wiem o tym, co działo się na okolicznych terenach w czasie wojny.
Już od pewnego czasu nosi mnie żeby spisać historię rodziny, podobnie jak uczyniła to Agata Pakuła (książka "Stefania i wojna" powstała w oparciu o rzeczywiste wydarzenia, które stały się udziałem babci autorki). Jestem pełna podziwu dla zaangażowania pisarki, by pokazać jak w czasie wojny radzili sobie zwykli ludzie, jak ta niepewna sytuacja wpływała na ich życie. W sumie, to "Stefania i wojna" ogromnie przypomina mi "W cieniu Majdanka" Sylwii Kubik. Obie książki stanowią świadectwo tamtych czasów, opowiadają o tym, co miało miejsce w tak trudnym momencie historycznym. Znamy wiele takich opowieści, niby takich samych, a jednak diametralnie różnych, bo mających inne twarze i noszących odmienne imiona.
Na kartach "Stefanii i wojny" znajdujemy historię tytułowej bohaterki i jej męża - Franciszka. Co ciekawe, dopełnieniem tej opowieści jest debiutancka książka autorki: "Przez 581 dni byłem tylko numerem", opisująca losy mężczyzny w obozie koncentracyjnym. Po lekturze "Stefanii..." jestem w stanie sobie wyobrazić jaki ładunek emocjonalny niesie ze sobą ta powieść.
Wracając do "Stefanii i wojny", to naprawdę wzruszająca książka. Niepozornych rozmiarów, mieści w sobie dużo emocji, które docierają do głębi serc czytelników. Choć autorka oszczędza nam opisów brutalnych scen, już sama wzmianka na ich temat niejednokrotnie wprowadza w osłupienie.
W czasie lektury powieści "Stefania i wojna" targało mną wiele emocji. Co więcej, mimo tylu przeczytanych książek o tej tematyce, wciąż momentami odczuwam niedowierzanie - trudno mi pojąć jak można dopuścić się takich czynów. Co trzeba mieć w głowie, by dopuścić do siebie wiarę w wyższość jednego człowieka nad drugim? Chyba nikt nie jest w stanie udzielić mi na to pytanie właściwej odpowiedzi.
Smutna i poruszająca, a jednocześnie obrazująca potęgę siły miłości matki do dziecka. Tak, ta książka jest naprawdę godna polecenia, dlatego będę ją proponować wszystkim, którzy tak ja chcą zgłębić historię, mimo tego jak okrutna może się ona okazać.
Moja ocena 9/10