Jeżeli lubicie oglądać dyskusyjnej jakości kino klasy B, które w latach 80/90 robiło furorę aż w końcu trafiło pod strzechy czytane przez lektorów w rodzimych telewizjach, to to jest książka dla Was! Oczywiści w przypadku czytelników niespecjalnie wymagających, gdzie wartka akcja jest najważniejsza, a trzon fabularny trochę mniej – to tak, czytadełko na krótką podróż pociągiem bez zbytniego zastanawiania się nad wadami książki. Przy czym to nie jest tak, że tutaj jest całkowity fabularny dramat. Dla mnie książka mogłaby być całkiem niezła jak na debiut, gdyby nie trochę drobiazgów, których zebranie w całość rzutowało na ocenę ogólną powieści.
1. Scena
Zaczynamy czytać, format książki dość kompaktowy idealny w podróż, duża czcionka, małe marginesy, jest ok. Z wolna w nicości wyobraźni wyłania się świat przedstawiony. Wyłania się kraj ale bez krajobrazu, bez temperatury powietrza, bez nocy czy dnia. Klimatu Afryki tam nie ma, trzeba sprawdzać co chwilę na okładce gdzie się dzieje akcja. Wśród nich człowiek o imieniu Stan ale bez twarzy czy charakteru. Biegnie gdzieś, z jakiego powodu - na razie nie wiemy. Uśmiechu tego szelmy nie znać. Wieku nie znać. Dobrze, że chociaż imię wskazuje na płeć bohatera. Stan po jakimś czasie jawi się jako górnik z Europu wschodniej. Skąd nie wiadomo, bo to przecież Stan a nie Stanisław czy Stasiu. To później. Dlaczego? Nie wiadomo. Pojawiają się kopalnie, pojawiają się inni bohaterowie i w końcu Stanowi nadana jest jakaś jaźń, cele i powiązania z fabułą książki (która też zaczyna startować nieśmiale). Zaczyna być lepiej, ciekawiej. Myślę, że autor uległ klątwie wiedzy, w taki sposób, że samemu wiedząc co i jak się dzieje – nie zdradził tego czytelnikowi. Jego wyobraźnia i, jak się domyślam, pokazała świat powieści pięknie. Niestety nie przepuściło się to przez filtry pisarskie na papier. A szkoda.
2. Język
Pisane tak, że chciałoby się sparafrazować dnioświrowe Pośród ogrodu siedzi ta królewska para. Brzmi znajomo? Autor powiedzmy, że pomysł na powieść i fabułę ma jak najbardziej dobry. Chętnie czytałem Gringo Cejrowskiego, Kondotierów Gan-Ganowicza czy Białych Bogów Torstena Krola. I choć to książki z różnych gatunków– fascynowało mnie to, co Ci ludzie zobaczyli, a potem opisali właśnie w dzikich niedostępnych dla zwykłych śmiertelników częściach świata. I opisali tak, że miałem wrażenie że sam tam byłem i widziałem, czuć było te emocje, wrażenia, fascynację. Tutaj tego niestety nie ma. Zabrakło zdolności do opisania tego co się napisać zapewne chciało. Autor stawia na akcję i działania, czynności, mniej skupia się na krajobrazach, czy miejscowych okolicznościach tych czynności.
3. Fabuła
Ogólnie to jest dobra historia i dobry pomysł. Są kobiety, jest strzelane, zmiany miejsca akcji, podróże głównego bohatera, wzloty i upadki. Spoko, ALE. Książce do bycia dobrze napisanej zabrakło jeszcze jakieś 100 stron. Niektóre wątki pokończone bez sensu jednym zdaniem, choć zapowiadało się na rozwinięcie niezłej intrygi. Szumnie zapowiadana akcja jak z Ocean’s Eleven, a tu nagle „wszystko się udało”. Tyle. Co trzeba powiedzieć na plus plot twisty nawet zaskakująco dobre, ale giną w gąszczu wątków skrzywdzonych urwaniem. Inne kolące oczy drobiazgi to np. wklejki z encyklopedii geologicznej (można tak napisać?) w wypowiedzi Stana. W rozmowie czy prezentacji gość zaczyna opowiadać historię szmaragdów z tysięcy lat podając dużą ilość dokładnych dat, wydarzeń, chronologii, postaci. Wiedza, choć imponująca (naprawdę!) to źle zaserwowana.
Naprawdę ciężko mi się krytykuje bo książczyna wielce sympatyczna ale jak czytam, że kobiety za nim szaleją (Dopiero od połowy książki autor zaczyna nadrabiać z kobietami w życiu Stana) to pytam czy w momencie jak dostał całusa w same usta, czy jak jedna mu zadzwoniła że nie może przyjść?. Naprawdę takimi rzeczami tak się fascynujemy w tym wieku Panie Andrzeju? I nawet nie byłoby źle, jak na debiut (!) I to wydany własnym sumptem (!!), Normalnie szacunek, ale czytam Malina była wymagającą kochanką mówię jest! Będzie akcja, najs one Andrzej! Niecierpliwie przewracam stronę i czytam następne zdanie "Miała twarde (wait for it) POGLĄDY POLITYCZNE" Bum! po akcji... Ehh no nie robi się tak no :(
4. Język
I wszystko fajnie, krytykujemy sobie w najlepsze ale widać że autor dobrze się bawił pisząc książkę, jakiś tam plan na fabułę jest, bo ta nie jest "głupio rwana" nie skacze, leci po sznurku, fabularnie jest spoko pomimo zamykania poszczególnych przygód jednym zdaniem. Problem w tym że nie opowiadana historia jest zła, tylko ta koncepcja powieści przygodowo-awanturniczo-górniczej (:D) jest opowiedziana jakoś tak... Infantylnie. Jak opowiadanie do szkoły o „wymarzonych wakacjach w Afryce z elementami filmu sensacyjnego”. Zakończenia tej historii podczas czytania byłem ciekawy, ale znowuż ten sposób opowiedzenia… jest taki, że lektura lekko nuży, lekko męczy. Narracja w ogóle nie dba o zainteresowanie czytelnika. Akcja po prostu sobie płynie. Ot tak to spokojnie życie idzie na tej wsi. No Gan-Ganowicz to nie jest, książka nie wyrobi nostalgii za Afryką pełną walk i parnego klimatu. Język nie to że za prosty, ale jakoś tak mało literacki.
5. Résumé
Książka Andrzeja Śliwy Ryzykant i subtelny urok szmaragdów to pozycja debiutancka z ogromnym wkładem wiedzy w tematyce zielonych kamieni, wokół której zbudowana została powieść. Ma wiele mankamentów pisarskich i redakcyjnych, oraz niestety językowych, ale dzięki fajnemu pomysłowi i dobrze umiejscowionym na linii czasu bohaterom czytało się dobrze. Jakiś kamyk w głowie po lekturze pozostanie.
P.S. Wątpliwą poezję bohatera/autora pominę prawie milczeniem, pozwalając sobie jednak na komentarz w postaci zwrotki utworu o zbliżonym tytule:
Szmaragdy i diamenty chciałbym ci dać
Za jedną chwilę chwilę sam na sam
Lecz dziś piosenkę mogę ci dać
Na tyle mnie stać
Cały ja!
„Książkę otrzymałem z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl"
04.03.2020 r.