„Eric otrzymał z miejsca zamówienie na kolejną czaszkę tarbozaura od nabywcy, którego broker przedstawił po prostu jako swojego klienta. Nie miał drugiej takiej czaszki, ale znał kogoś, kto ją miał. Tym razem sam wykonał, milimetr po milimetrze, wszystkie prace preparacyjne, aż udało mu się zrekonstruować i zamontować na stojaku czaszkę bardzo podobną do poprzedniej. Zadowolony z końcowego rezultatu, zapakował do skrzyni skamielinę wraz z armaturą i wysłał ją do brokera do Kalifornii. Później razem z Amandą poleciał do Los Angeles, gdzie wynajął minivana, odebrali czaszkę i udali się pod wskazany adres, aby ją zamontować.
Do Erica cały czas dochodziły słuchy, że tajemniczym nabywcą jest Leonardo DiCaprio”. [s.160]
Ostrzyłam sobie zęby na tę pozycję i nie rozczarowałam się!
Wydawnictwo UJ w swojej serii Mundus wydaje porządne rzeczy i to jest właśnie jedna z nich.
„Sprzedam dinosaura” opowiada z pozoru prostą historię o fascynacji dinozaurami i co z niej może wyniknąć. Ludzie na całym świecie dostali fioła na punkcie dinozaurów jakieś 200 lat temu, a teraz fascynacja tymi zwierzętami tylko rośnie. Popkultura pożre każdego brontozaura i przemieli każdego tyranozaura, a przy okazji sprawi, że każdy z nas będzie chcieć jakoś uczestniczyć w tym zbiorowym szaleństwie. Nie mam racji? Chodzimy do kina na filmy o dinozaurach, zbieramy ich figurynki, chodzimy na wystawy o nich, kupujemy o nich książki, przytulamy się do maskotek na ich obraz i luźne podobieństwo, chodzimy do parków rozrywki z nimi w roli głównej, w necie oglądamy wideo, na których wyglądają jak żywe.
Ale jak tego nie robić, skoro i dinosaury, i ich kuzyni są niesamowici i warci naszej uwagi z punktu widzenia estetycznego i filozoficznego, że o naukowym nie wspomnę. Podstawą ludzkiej fascynacji, którą czujemy myśląc, mówiąc i tworząc rzeczy o tych wymarłych gadach, jest chyba fakt, że one… no właśnie wymarły. Takie małe ludzkie schadenfreude: my jesteśmy, was nie ma. Gdybyście byli, nie mielibyśmy ropy naftowej, haha.
Taki żarcik.
Prawdą jest z całą pewnością to, że niewiele znam osób, które na hasło „dinozaur”, odpowiadają znudzeniem i wzruszeniem ramion.
Dlatego „Sprzedam dinozaura” to książka, którą warto przeczytać.
Uwrażliwia ona na pewne mechanizmy, których po prostu nie widzimy, albo z których sprawy sobie nie zdajemy. Wiele osób, które znam, mają w domu małe skamieniałości. Nie dinozaury, co to, to nie, ale już proste amonity, czy jakiś liść odciśnięty w skale - tak. Wiecie - coś takiego małego, intrygującego, zachęcającego do rozpoczęcia konwersacji.
Ale są i tacy ludzie, którzy mają duże zbiory skamielin, bo… bo kochają przeszłość, bo są one symbolem statusu, bo je badają. Bo są modne. Powodów posiadania wartych uwagi zbiorów skamieniałości jest mnóstwo. O wszystkich Paige Williams wspomina w swojej książce.
Jak napisałam - historia jest z pozoru prosta.
Ot, koleś - niejaki Eric Prokopi, całe swoje życie interesował się skamieniałościami. Wykopywał je, wyławiał, znajdował. Miał piąty zmysł i cierpliwość do ich wypreparowywania, wydłubywania milimetr po milimetrze ze skały. Poszukiwanie skamieniałości było częścią jego lifestyle: miłości do wody, otwartych przestrzeni, poszukiwania przygód. Z czasem stało się sposobem na zarabianie pieniędzy. Najpierw mniejszych, póżniej - poważniejszych.
Kiedy znajdowanie skamieniałych zębów rekinów Ericowi nie wystarczyło, wszedł w środowisko handlarzy skamieniałościami, którzy gromadzą się na targach w Tucson. Później nawiązał ciekawe znajomości, które dały mu poważną pracę i poważne znalezisko - wspomnianą na wstępie czaszkę tarbozaura, bliskiego kuzyna tyranozaura. Pieniądze były naprawdę dobre, a skamielina znalazła się w Hollywood.
Eric chciał więcej, rozwinął swoje kontakty. Był w Japonii, a potem pojawił się w miejscu, gdzie ciągle można znaleźć kapitalne skamieniałości, którymi w dodatku nikt się specjalnie nie przejmuje - w Mongolii. Gobi jest cmentarzyskiem dinozaurów i innych wymarłych gadów oraz ssaków. To tam dokonano wielu przełomowych odkryć, ale sam kraj - Mongolia - dopiero niedawno zaczął traktować skamieniałości jako dobro kultury. Nieważne, o tym później.
Eric znalazł się w Mongolii, pogadał z kim trzeba, przecierpiał, co musiał, zapłacił, ile trzeba i „jego” szkielet tarbozaura - jadąc przez Wielką Brytanię - znalazł się na Florydzie. Eric zabrał się do pracy, bo szkielet trzeba było oczyścić, zabezpieczyć, uzupełnić kości innych osobników lub rekonstrukcjami (brakowało 40% szkieletu), złożyć całość, zbudować rusztowanie, na którym wszystko miałoby stanąć i wreszcie - wystawić tarbozaura na aukcję.
Pewnie nie byłoby kłopotu, bo wszyscy w środowisku przyzwyczaili się do przymykania oczu na twarde zasady prawa, gdyby nie pewna mongolska paleontolożka (tak, stosuję feminatywy i będę je stosować), która zobaczyła katalog aukcyjny i mocno się nim zdziwiła i zbulwersowała.
Dlaczego?
Bo nie wolno wywozić skamielin z Mongolii.
Nie wolno tego robić. Istnieje kategoryczny, acz nie do końca przestrzegany zakaz. I o ile wielu przypadkach trudno jest udowodnić, że dana skamielina została wywieziona z Gobi, to nie w tym. Tarbozaury poza Mongolią nie są znajdowane. Masz tarbozaura? Jest mongolski. Jest zatem nielegalny. Wywieziony z pominięciem prawa. Jego sprzedaż i kasa z niej - to zysk z przestępstwa.
I tak oto zaczęła się fascynująca batalia prawna, która zrujnuje życie Erica i Amandy, która postawi pod znakiem zapytania działalność kilku domów aukcyjnych, która zmusi sędziów do zajęcia się tematami, z którymi nigdy wcześniej się nie spotkali. I która w końcu przywróci tarbozaura Mongolii, która nie do końca będzie wiedzieć, co z nim zrobić.
Tyle, że to nie wszystko. „Sprzedam dinozaura” jest nie tylko o tym, jak autentycznie dobrzy i fajni ludzie łamiąc - ich zdaniem mało znaczące paragrafy - dokonywali kradzieży skamielin. To nie jest książka detektywistyczną, czy dramat prawny. To nie powieść społeczna o introwertyku, którego życie zostało złamane, bo kochał skamieliny, chciał się nimi dzielić ze światem i za to jeszcze żyć.
To naprawdę fascynująco napisana, szeroko skrojona historia. O ludziach - rodzicach Eryka, jego znajomych, o zwykłej, prowincjonalnej Ameryce, o trudach składania grosza do grosza i o braku ubezpieczenia medycznego. O współczesnej Mongolii, jej kryzysach, wielkich przewałach, zadziwiającym prawie i wewnętrznych, toksycznych układach. O środowisku miłośników skamieniałości i handlarzach nimi. O domach aukcyjnych i dinozaurach. O wojnie między paleontologami i poszukiwaczami skamielin. O wojnach o skamieliny. O fantastycznej angielskiej poszukiwaczce skamielin z XVIII wieku: Mary Anning.
To fantastyczna, dobrze napisana, dobrze zredagowana wielowątkowa książka, w której kibicujemy skamielinom, ale nie do końca chcemy, żeby ich złodzieje zostali skazani. Bo to w końcu - dobrzy ludzie.
Bardzo polecam „Sprzedam dinozaura”. Ta książka nie tylko mówi wiele o skamieniałościach i ich poszukiwaczach, ale uczy sporo o rzeczach, nad którymi się nie zastanawiamy: co dzieje się w Mongolii? Skąd muzea biorą okazy? Jak paleontolodzy traktują zapaleńców bez dyplomu? Czy mogę sobie zabrać do domu ten kawałek skamieniałej kości???
Paige Williams „Sprzedam dinosaura. Paleontolodzy, kolekcjonerzy i przemyt skamielin” - to dla mnie dobry początek 2023!