"Pamiętaj, żeby zawsze wracać tam, gdzie na ciebie czekają."
Ostatnie wieczory uprzyjemniała mi książka "Spotkamy się we śnie" Jolanty Kosowskiej i Marty Jednachowskiej. Przyznam, iż dopóki nie zapoznałam się z informacją umieszczoną na okładce książki nie zdawałam sobie sprawy, że Marta Jednachowska to córka poczytnej pisarki. Wiadomość ta jeszcze wzmogła moją ciekawość, którą rozbudziła już wcześniej opinia jednej z bookstagramerek. Jak się okazuje, zachwyty koleżanki nie były przesadzone. "Spotkamy się we śnie" to naprawdę świetna książka, zaskakująca nietuzinkową fabułą i oryginalnym zakończeniem. Oj, finał wprowadził mętlik w mojej głowie: sprawił, że zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak powinno wyglądać prawdziwe uczucie.
Ale, zacznijmy od początku.
"Spotkamy się we śnie" to powieść, w której znajdujemy historię początkującej pisarki Oliwii, która pozostaje w związku z Czarkiem, mimo stale rosnącego niezadowolenia z tego faktu. To znaczy, kobieta wciąż zdaje się wierzyć w swoją miłość do partnera, jednak jego zachowanie coraz częściej przysparza jej zmartwień. W momencie, gdy pojawia się myśl czy warto dalej być razem, bohaterce zaczyna się śnić tajemniczy mężczyzna. Co ciekawe, odwiedza on Oliwię co noc, a każde kolejne spotkanie dostarcza kobiecie coraz więcej emocji. W międzyczasie bohaterka zaczyna interesować się świadomym śnieniem i stopniowo wprowadza zdobytą wiedzę w życie.
Czy jej związek z Czarkiem przetrwa próbę, na jaką został wystawiony?
Kim jest Miron i jaką rolę odegra w życiu Oliwki?
Tego warto dowiedzieć się z lektury powieści.
Jeśli o mnie chodzi, od pierwszych stron wpadłam w tę powieść po same uszy. Nie mogłam się powstrzymać przed ciągłym czytaniem, mimo późnej pory i natłoku innych obowiązków. Historia opowiedziana przez autorki na kartach "Spotkamy się we śnie" idealnie wpasowała się w mój gust czytelniczy: wątek romansowy i ta lekka doza świata nadprzyrodzonego. Uwielbiam książki, w których pewne elementy wymykają się logicznemu pojmowaniu. Tak właśnie jest w tym przypadku. Kwestia oniryzmu odgrywa w powieści znaczącą rolę, jednak nie jest to rzecz, którą możnaby jednoznacznie zaszufladkować. Wprowadza do powieści składniki trudne do określenia, przez co cała historia nabiera innego wymiaru.
Osobiście, wprost przepadam za tego typu opowieściami.
Tematyka snów zainteresowała mnie również z tego względu, że swego czasu sama próbowałam świadomie sterować sennymi marzeniami. Choć nie odniosłam na tym polu takich sukcesów jak Oliwka, zdarzyło mi się świadome śnienie i przyznam, że jest to naprawdę fajna rzecz. Miałam również możliwość nawiązać więź z jednym z bohaterów moich snów, z tym że, początkowo obcy mężczyzna okazał się być znanym aktorem 😄 niestety, specyfika snów i nasze możliwości z tym związane wciąż są nie do końca zbadane, dlatego też tematyka ta wzbudza zainteresowanie wielu ludzi. Od zawsze, to co pozostawia wiele wątpliwości i możliwości nadbudowana rzeczywistości cieszy się dużym zainteresowaniem.
Przyznam, że "Spotkamy się we śnie" zdobyło moje serce. Uwielbiam pióro Jolanty Kosowskiej, a połączenie go z młodym rozwijającym się talentem, nadało książce świeżości i nutki niepewności, związanej z obecnością kogoś nowego. Jak dla mnie, to spotkanie było naprawdę udane.
Szczerze polecam! 😍
Moja ocena 9/10.