Książkom takim jak „Jak wychować nazistę” Gregora Ziemera towarzyszy niedowierzanie. Trudno uwierzyć, że znajdują się ludzie, którzy chcą uczestniczyć w tak okrutnej indoktrynacji, są tak bezgranicznie i bezkrytycznie oddani sprawie wychowania młodzieży w kulcie osoby, która jest zbrodniarzem. Trudno uwierzyć, że umysły młodych ludzi są tak plastyczne, by, wbrew instynktowi samozachowawczemu, być przygotowanym na śmierć w imię swojego boga, jakim stał się dla nich Hitler. Jednak historię znamy, wiemy, że to możliwe.
Reportaż też opowiada o praktycznej stronie systemu edukacji nazistowskiej w 1939 roku. Autor był wtedy dyrektorem Szkoły Amerykańskiej w Berlinie, a incydent obrzucenia kamieniami żydowskich uczniów jego szkoły przez młodych nazistów skłonił go do zbadania, co dzieje się w niemieckich placówkach oświatowych. Zapisane wnioski, informacje, wypowiedzi nauczycieli i wychowanków przyprawiają o dreszcze. Wyłania się z nich obraz chłopców gotowych na śmierć, gotowych zadawać śmierć, pełnych nienawiści do przedstawicieli wszystkich narodów, pełnych również podziwu i uwielbienia dla Hitlera. W przypadku dziewczynek nie jest lepiej – te są gotowe rodzić synów i ofiarowywać ich Partii, by ta mogła zrobić z nich najlepszych żołnierzy. Uznanie, podziw i fanatyczne oddanie Hitlerowi jest im również nieobce.
Chłopcy są kształceni do walki, dziewczyny do płodności. Służy temu bezlitosna indoktrynacja, wywracająca cały porządek moralny na nice. Dobre jest to, co aryjskie i służy Hitlerowi. Nie ma tu miejsca na słabość czy wątpliwości. Nie ma nic ważniejszego, niż silne, zdrowie nordyckie ciało – męskie do zabijania, kobiece do rodzenia.
Autor, dzięki specjalnemu pozwoleniu, ma możliwość odwiedzania wielu instytucji – placówek sterylizacyjnych, domów opieki nad matką i dzieckiem, szkół dla chłopców i dziewcząt. Uczestniczy w prowadzonych tam lekcjach, wykładach i ćwiczeniach oraz obrzędach Jungvolk i Hitlerjugend. Trudno opisać treści, jakie tam są wlewane w umysły dzieci. Taką symboliczną sytuacją niech będzie przypadek chłopca, którzy podczas ćwiczeń terenowych rozchorował się na zapalenie płuc. Śmiertelne zagrożenie uznawał za powód do dumy z tego, że umiera dla Hitlera, poczytywał sobie to za zasługę, nawet tego pragnął. Inna historia, która mną wstrząsnęła to losy dziewczynki, która zmarła z powodu wyrostka robaczkowego. Od rana skarżyła się na ból brzucha, jednak rodzice nie zareagowali na to uznając, że nazistowskie dziecko nie powinno się mazać. Kiedy zabrano ją do szpitala, było już za późno. Skomentowano, że ból rodziców będzie złagodzony poczuciem, że zmarła w mundurze, w służbie Hitlerowi.
Najbardziej uderzające w tym reportażu jest fanatyczne uwielbienie dla przywódcy. Przekonanie o jego nieomylności, wspaniałomyślności, mądrości, odwadze, słuszności jego działań. A z drugiej strony pogarda dla innych narodów, wszelkich wrogów Niemiec – Francuzów, Polaków, Anglików, Amerykanów z ich wątłą demokracją, no i Żydów.
Dzisiaj krytyczne myślenie znów okazuje się szalenie ważne. Wydaje się, że zapominamy, do czego prowadzi nienawiść, jak łatwo wyzwolić zło, które niszczy wszystko wokół. Strach wobec obcych, innych, prezentowanie nam coraz to nowych zagrożeń i wrogów żądnych naszej suwerenności jest jak stopniowe podgrzewanie żaby, by ją w końcu ugotować. Reportaż Ziemera jest jak wrzucenie jej do wrzątku – nagłe zanurzenie się w fali fanatyzmu, od którego chce się uciec jak najdalej. Jest apelem o niezgodę na słowa budzące nienawiść i edukację służącą Państwu, zamiast jednostce.