Zbiór opowiadań „Siedem kobiet” Mirelli Waleczek to lektura nie pozwalająca spokojnie spać. A jednocześnie Czytelnik nie może się oderwać od niej. Jest to uczucie schizofreniczne, bardzo często występujące, gdy sięgam po nowy tytuł. Nie znając Autora, zawierzam notce Wydawcy zapisanej na trzeciej stronie okładki.
Niestety dla mnie, dla mijającego czasu, zbyt często natykam się na „niewypały”, książki o których pisze się dobrze, nawet bardzo dobrze, a jednak nie są warte przeczytania. Z „Siedmioma kobietami” jest inaczej. To strzał w dziesiątkę.
Każda z opowieści nosi tytuł będący jednocześnie imieniem kobiety. Historie siedmiu Ślązaczek są podane bez żadnych upiększeń, bez grubych i ciemnych zasłon w oknach. Skomplikowane doświadczenia bohaterek, zwłaszcza ze względu na położenie geopolityczne Śląska, stanowią kanwę tych opowiadań. Pokazujących w skrócie osiemdziesiąt lat życia na tej trudnej z wielu przyczyn, ziemi.
Napisałem: „w skrócie”, ponieważ to zaledwie kilka z wielu opowieści, które mogłyby być napisane. Jednak i z tych „skąpych” informacji które podaje Waleczek możemy wiele wyczytać, dużo dowiedzieć się o życiu kobiet na Śląsku. Gwałt, samobójstwo, upokorzenia, bicie, przemoc finansowa. To nie jest raport policji z patologicznego osiedla. To są główne tematy, wątki poruszane w „Siedmiu kobietach” Mirelli Waleczek. Autorka stawia kawę na ławę, buduje obrazy z otaczającej rzeczywistości. Jednak nie epatuje złem, skrywa go między wersami, trzeba go się domyślić. Można nawet śmiało powiedzieć, że są to historie napisane delikatnym, wręcz subtelnym, kobiecym językiem. Jak to się Autorce udało, najlepiej przekonać się samemu.
Na marginesie powiem, że świat śląskich filmów Kazimierza Kutza nie ma nic wspólnego z tym oto światem, o którym mówię w tej recenzji. Bardzo ciekawy reżyser przedstawia Śląsk jako pole batalii o tożsamość narodową. Mirella Waleczek zaś obnaża ( w przenośni i dosłownie) skromne i jednocześnie swoiste życie. Może nie do końca przemyślane, zadbane, ale trzeba przyznać że te kobiety są charakterne, mają w sobie dużo dumy i przekonania o słuszności własnych racji.
Czas je przedstawić. Pierwsza ma na imię Marta. Daleka dla otoczenia i wciąż swój „wzrok kierowała do wnętrza”. Stawiała czoła cierpieniom. Kiedy chciała była twarda, a kiedy mogła była miękka. Racjonalna i wyczuwająca przyrodę oraz myśli innych. Oplata ją realizm magicznym.
Druga dziewczyna to Tila. Charakter trudny do rozgryzienia. Zachowuje się jakby cierpiała na chorobę dwubiegunową. Nie wie czego chce? W tle, ale bardzo wyraźnym, widzimy jej ojca.
Historia trzeciej, Fridy, charakteryzuje ból. Ból, którego nie chciała przerwać. Niszczył ją i jej dzieci. Powodował, że czuła się nikim w swoich oczach. Rodził się we mnie bunt i niezrozumienie, ale ileż dookoła dzisiaj jest kobiet, które są zakładnikami bólu Fridy.
Nie wiemy jak by się potoczyły losy siedmiu kobiet o których pisze Waleczek, gdyby nie urodziły się na Śląsku. Podobno jest to kraina tak odległa od reszty Polski, że trudno zrozumieć że leży w jej granicach. Bo tak naprawdę każdy medal ma dwa oblicze, dwie strony. Co może być błogosławieństwem, to jednak może stać się przekleństwem. Bardzo długo toczy się dyskusja o Śląsk, śląskość. Dwadzieścia, a nawet może trzydzieści lat. Niedawno rozbrzmiewały głosy poparcia o naukę języka śląskiego w szkołach. I właściwie nic z tego nie wynikło.
Zbiór opowiadań „Siedem kobiet” ma prawo być kolejną cegiełką do budowy tego gmachu, któremu na imię Śląsk. Może tym razem, słowem pisanym …
Ocena 6/6