Na początek chciałam przeprosić za tygodniowe opóźnienie w wystawieniu recenzji – życie pozainternetowe i pozaksiążkowe okazało się dla mnie ostatnimi czasy nieco zbyt ciężkie.
Mając ten przygnębiający wstęp już za sobą przejdźmy do właściwej recenzji - ,,Czuwając nad nią’’ jest dla mnie jedną z tych książek, które tak naprawdę mi się nie podobały (prawie do samego końca, kiedy to zaliczyliśmy nagły, nieoczekiwany i prawdziwie dramatyczny zwrot w tej sprawie), ale mimo to czytałam je z przyjemnością, bo były tak dobrze napisane.
Hej, pomyślicie sobie, ale jak to? Już spieszę z odpowiedzią.
Po pierwsze: wydaje mi się, że okładkowy blurb przygotował mnie na coś… innego. Szczególnie zdanie mówiące o ,,przechodzeniu przez burzliwy czas rodzącego się we Włoszech faszyzmu’’. Nie odczułam tego. W ogóle zbytnio nie odczułam historycznego tła w tej książce – wszystko to było jakoś tak na marginesie, jakoś tak po kątach poukrywane. Autorowi udało się nawet z Mussoliniego zrobić postać nie tyle drugo- czy trzecioplanową, co w zasadzie nieistniejącą. Owszem, były o nim jakieś wzmianki, a jeden z braci Violi romansował z faszyzmem bardzo otwarcie i chyba nawet od samego początku, ale.
Ale te wątki były niczym w porównaniu do życia emocjonalnego głównego bohatera, czyli Mima.
I tu przechodzimy do drugiej rzeczy, czyli do tego, że nie polubiłam ani Mima, ani Violi. Mimo Vitaliani, jakkolwiek genialnym nie byłby rzeźbiarzem, usprawiedliwiał (a przy tym nigdy nie robił tego dosłownie czy otwarcie) swoje dyskusyjne podejście do życia i do tego, w jaki sposób traktował niektóre kobiety, tym że tak naprawdę miał cały czas pod górkę. Ojciec mu umarł, opiekun/mistrz warsztatu do którego został wysłany traktował go nie tyle źle, co podle i naprawdę paskudnie, kolejny pracodawca wcale nie był lepszy, do tego Mimo był osobą niskorosłą, nikt go nie doceniał, obiektywnie miał dość długo smutne i ciężkie życie. Więc kiedy już odbił się od przysłowiowego dna to mógł sobie poużywać jak chciał i jak miał ochotę, prawda?
Jedynym jasnym punktem jego życia była Viola, która była piękna (na swój niestandardowy sposób), szalenie inteligentna i zbuntowana. Naprawdę wyprzedzała swoje czasy. I byłaby ciekawą postacią, gdyby nie to, że w pewnym momencie zaczęłam odnosić wrażenie, że jej jedyną funkcją w tej historii było bycie… dziwną. Niestandardową. Niepokojącą. Zwiewną, efemeryczną i nieprzeniknioną. Trochę wiedźmą.
Po trzecie: cała historia, czyli wątek niemożliwej przyjaźni (i miłości, bo od początku wszyscy wiemy, że to była miłość, tylko bohaterowie tego nigdy nie nazwali w ten sposób) i jej losów przez dziesięciolecia jest oklepany i wygładzony jak rzeczny kamyk. ,,Czuwając nad nią’’ nie obroniłoby się tylko tym – było w tej książce coś więcej, a tym czymś była tajemnicza pieta Vitalianiego. Rzeźba wywołująca tak skrajne i niewytłumaczalne reakcje, że Watykan wysłał do jej zbadania egzorcystę.
I to – tajemnica tego dzieła sztuki, tajemnica na której rozwiązanie bym nie wpadła – ratuje całą książkę. To wyjaśnienie na które czekamy ponad 500 stron sprawiło, że zobaczyłam całą tę historię w innym świetle i chociaż nie sprawiło to, że polubiłam Mima lub Violę bardziej, to doceniłam zamysł autora i w pełni zrozumiałam tytuł.
Poza tym książka jest naprawdę pięknie napisana i chociaż irytowała mnie momentami niemożliwie, to nie nudziła. A to, w jaki sposób opowiada się w niej o sztuce, o rzeźbie i kamieniu… O samym procesie tworzenia, wygładzania i wydobywania tego, co skrywa w sobie blok marmuru – to był majstersztyk.
Jest też w ,,Czuwając nad nią’’ pewna nieuchwytna melancholia – jakby żal za światem, który na oczach bohaterów odszedł i miał już nigdy nie powrócić. Ale skrywa się ona w pojedynczych zdaniach i zaraz, jak to często w prawdziwym życiu bywa, spychana jest na bok, ukrywana i zakopywana pod natłokiem innych, ,,ważniejszych’’ rzeczy.
Dlatego, mimo tych wszystkich rzeczy które mi się nie podobały, mój werdykt brzmi następująco: ta książka jest rewelacyjna. I naprawdę warto ją przeczytać, choćby przez zwykłą ciekawość dla stylu kogoś, kto jest w stanie utrzymać uwagę czytelnika przez tyle czasu, nawet mimo tego, że postacie są irytujące.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl