„Granica między rzeczywistością a szaleństwem bywa zadziwiająco cienka”.
Sami możemy się pogubić, nie utrzymać kroku i pomylić takty. Jednak, kiedy zaczynamy żyć, między tym, co wiemy a tym, co nam się wydaje, łatwo jest zatracić swój świadomy pogląd. Nie można wyłączyć mózgu tak, aby choć na drobny moment przestał nami dyrygować, wysyłać impulsy działania. Natomiast musielibyśmy zaufać swojej intuicji, ona nie bierze się znikąd. Zbudowana jest na doświadczeniach i przeżyciach, które niejednego nas nauczyły.
Zaczynając swoją przygodę z tą książką, nie byłam do końca przyszykowana na to, czego mogę się w niej spodziewać. Wraz z bohaterką odbywamy podróż, po najciemniejszych zakamarkach ludzkiej duszy, gdzie najciaśniej skrywany boleści, te, które już dawno powinniśmy wyprzeć i o nich zapomnieć.
Do napisania tej recenzji zbierałam się długi czas, gdyż po przeczytaniu tej powieści ciężko było mi znaleźć słowa, jakich powinnam użyć, jak opisać moje pogubione odczucia, jak przedstawić tę surrealistyczną fabułę, w rozumiały dla mnie i dla Was sposób.
Autor stworzył historię niebanalną, a jej zagadnienie znajduje się w głębi człowieka. Nie dostajemy gotowych rozwiązań, pomysłów i planów, wszystkie te rzeczy należy odkrywać samodzielnie, podróżując przez senne wizje, zmuszające nas do analizy i interakcji z własnymi ukrytymi zjawami.
„Granica między rzeczywistością a szaleństwem bywa zadziwiająco cienka”.
Przyznaję, że momentami czułam się zagubiona w tej powieści, kiedy to główna postać poznaje historię spotkanych przez nią osób. Niektóre z nich wybitnie zrozumiałe, inne niż dla mnie nadal pozostały bez odpowiedzi. Nie mogłam znaleźć ich sensu w lekturze ani w podróży bohaterki.
Niektóre sprawy rozjaśniły się w momencie rachunku sumienia uczestnika fabuły, który szukaniu odpowiedzi na nurtujące go pytania, staje przed lustrem własnej duszy. Dopiero wtedy, zasłyszane historie nabierają sensowności i znaczenia.
Najdziwniejsze w tej powieści jest to, iż każdy z nas odbiera ją inaczej. Odkrywczo podchodzi do wszystkich aspektów, jakby w międzyczasie sam rozprawił się z własnym mrokiem, a przyjęte odkrycie postanowiło mu obrać inną drogę i decyzje.
Powieści tej nie da się zaklasyfikować na półkę z tymi dobrymi i złymi. Jest ona bardzo skomplikowana do rzeczowej oceny. Każdy z rozdziałów oddziałuje na inne emocje czytelnika. Momentami czułam się zagubiona i pełna sprzeczności, aby za moment dojść do zrozumienia, oswojenia i umiejscowienia. Wraz z toczącą się fabułą czytelnik przeżywa swego rodzaju oczyszczenie, dzięki czemu możemy postawić krok w przód bez całego balansu, który przytwierdził nas w jednym miejscu, zakładając na nogi betonowe buty.
Język, jakim została napisana książka, nie należy do najłatwiejszych, ale to właśnie dzięki tej w pełni wykorzystanej stylistyce, barwność i obrazowość opisów sprawia, iż możemy się wtopić w tę historię i być jej uczestnikiem.
„Każdy, kto w życiu cierpiał, wie, jak działa cierpienie – cierpienie jest niczym zwykła rana na ciele. Jeśli rana pozostaje otwarta i niezadbana, nieuleczona, to boli ciągle i bardziej, bo z czasem wdaje się zakażenie”.
Niejednokrotnie zdarza się nam przeczytać książkę, która na swoich kartach zawiera dla nas przesłanie, życiową mądrość czy chwilowy drogowskaz. Jednak tylko głębokie przesłanie, może pomóc utrzymać się tym wartością, a nam używać ich we własnym życiu i obieraniu odpowiedniej z dróg. Ważne, aby przy każdej egzystencjalnej podróży być w zgodzie z samym sobą i własnym sumieniem, a każdą z traum przepracować, aby nie okazała się ona przygniatającym nas ciężarem.