„- Czy wierzysz mi, że zabicie Chrisa było działaniem w interesie Borna? – rzuciła.
- Tylko Bóg może to osądzić, ja się tego nie podejmuję.”*
Niekiedy ludzka psychika jest bardzo skomplikowana i trudna do rozszyfrowania, nie wiadomo co tak naprawdę siedzi w danym człowieku. Tak już jest, że z jednych czytamy jak z otwartej księgi, a drudzy stanowią dla nas zagadkę i wtedy właśnie zastanawiamy się co akurat nim kieruje. Ciekawi nas to czemu tak jest i czy możemy jakoś odkryć co się dzieje w umyśle takiego człowieka...
Małżeństwo Liysy i Chrisa Northonów pozornie wyglądało na szczęśliwe. Prawdą jest, że nie ma idealnych związków i w każdym są kłótnie orz sprzeczki, ale ich małżeństwo uchodziło za idealne - znajomi i rodzina nie mogli nic zarzucić temu związkowi. Z tego też powodu tym bardziej byli zaszokowani tym co zaszło pewnego jesiennego dnia w 2000 roku. W czasie gdy rodzina była na biwaku doszło do tragedii. Gdy Liysa zgłasza się na policji i oświadcza, że strzeliła do swojego męża, za powód podała obronę swojego życia - musiała się bronić. Czy to prawda? Śmierć Chrisa była przypadkowa, a może jednak zaplanowana ze szczegółami? Jaka jest prawda?
Seria Prawdziwe zbrodnie mówi o tym co działo się w rzeczywistości, szokuje, uświadamia i pokazuje, że nic nie musi być takie jak się wydaje. Mam na swoim koncie już parę pozycji z tego cyklu i nadal mam podzielone zdanie na ich temat. Długo zastanawiałam się czemu jedne wciągają bardziej, a drugie mniej (jeśli można tak mówić o takich książkach) i doszłam do wniosku iż uchodzi o to jak są napisane. Moje upodobania czytelnicze są naprawdę różne, ale w takich pozycjach lubię gdy autor skupia się na głównym wątku, rozkłada wszystko na czynniki pierwsze, analizuje i układa tak aby elementy układanki do siebie pasowały. Nie twierdzę, że tego zabrakło całkowicie, bo tak nie było, ale Ann Rule jak dla mnie za bardzo skupia się na przeszłości - to co można było opisać na stu stronach jest opisane na dwustu, a może nawet i więcej. Dla niektórych może to być ciekawe, a dla innych nie – ja należę do tej drugiej grupy. Fragmenty z przeszłości Liysy oraz Chrisa strasznie mi się dłużyły, szczególnie na początku. Trzeba jednak przyznać, że wypowiedzi i wspomnienia znajomych czy też rodziny małżonków dało szczegółowy opis tego jacy byli czy też jacy starali się być. Bardzo szybko za to czytało mi się fragmenty o śledztwie, o spekulacjach nad tym jak było, o motywach...
Autorka na początku napisała, że łatwo było określić kto był poszkodowanym, a kto oprawcą. Muszę się z tym stwierdzeniem zgodzić - w „Serce pełne kłamstw” ta granica jest zatarta, do końca nie wiadomo było jaka jest prawda, a nawet przy nowo ujawnionych dowodach niektórzy mogą mieć jeszcze małe wątpliwości. Gdy skończyłam czytać i ja miałam pewne wątpliwości co do tego jaka jest prawda.
„Serce pełne kłamstw” jest książką, która porusza trudny temat, ale dla mnie jest zbyt obszernie napisana - za dużo przeszłości, a za mało teraźniejszości. Wiem, że takie powroty są potrzebne i ważne, ale co za dużo to nie zdrowo. Tylko nie myślcie, że mi się nie podobała czy też śmiertelnie znudziła - tak nie było. Najnowsza książka amerykańskiej pisarki z nurtu true crime jest napisana dobrze i nawet ciekawie. Prosty nieskomplikowany język, ale słownictwo takie można powiedzieć zawodowe, widać, że zna się na rzeczy. To czy po nią sięgniecie zależy tylko od Was. Mam nadzieję iż to co napisałam da obraz tego czego można spodziewać się po tej nowości. Dodam iż nie żałuję, że ją przeczytałam.
*str. 366