Mocne thrillery psychologiczne, książki z bardzo dobrą akcją, taką bez chwili wytchnienia nie tylko dla bohaterów, ale też dla samego odbiorcy, to książki, które uwielbiam najbardziej. Oczywiście nie byłbym w stanie czytać tylko takiego typu literatury, ale właśnie takowe dają mi najwięcej satysfakcji... o ile są to znakomicie napisane lektury.
Z prozą Adama Dzierżka spotkałem się po raz pierwszy. Autor pochodzi z północy Polski, z Gołdapi położonej tuż przy granicy z Rosją, z Obwodem Kaliningradzkim. Jego pasją jest literatura sensacyjno-kryminalna, co można odczuć, czytając Padlinę. Zagłębia się w świat prozy Raymonda Chandlera i Dashiella Hammetta, którzy są przedstawicielami klasycznych kryminałów nurt noir. Padlina jest jego drugą powieścią. Debiutował książką pt. Nieco bliżej piekła.
Zajrzyjmy szybko na okładkę. To, co na niej widzimy, może być tytułową padliną, resztkami jakiegoś zwierzęcia, z którego zostały już tylko same kości. Dodam też, że padlina to resztki zwierzęce. Nie można padliną nazwać zwłok ludzkich. Od początku mamy więc zagadkę, co będzie tą padliną. Czy aby na pewno będziemy czytać w tej książce o zwierzęcych resztkach?
„Sęp już nad tobą krąży. Jest głodny. Wiesz, czy się żywią sępy?” Na czwartej stronie okładki przeczytamy to zdanie. Możemy się szybko domyślać, że spotkamy się tutaj z pewną walką, walką o ludzkie życie. O jedno? O wiele? Kto jest tym sępem? No dobrze. Nie będę przedłużał, przejdę do sedna. Do tego, co pan Adam Dzierżek chciał przekazać swojej powieści czytelnikom.
Głównym bohaterem książki jest Marek Taran. Kończy odsiadkę w więzieniu, a właściwie czas jego w szczelnych murach więzienia znacznie się skrócił, gdy poszedł na współpracę z organami śledczymi. Taran był egzekutorem długów. Ściągał je od ludzi, którzy nie byli w stanie wywiązać się z należności po sprzedaży detalicznej narkotyków. Czy układ z policją był dobrym posunięciem ze strony tarana? Czy za murami zakładu penitencjarnego będzie mógł czuć się bezpiecznie? Otóż nie!!! Żaden mafiozo, szef grupy przestępczej nie może pozwolić sobie na to, żeby jakiś pionek mógł na lewo i prawo zdradzać swoich kupli, a przede wszystkim przełożonych. A gdy taką wiadomość dostaje, wychodząc za kratek, to jedno jest pewne. Musi mieć się na baczności.
Od tego momentu akcja powieści nabiera odpowiedniego tempa. Nikt przy tej lekturze nie będzie się nudzić. Taran chce wyjaśnić swoim byłym zleceniodawcom, że nie do końca jest to prawdą. Jednak nie ma do nich dojścia, a ludzie, których spotyka na swojej drodze, albo giną, albo... doprowadzają do sytuacji, by Marek Taran... sam wykonał wyrok na sobie. Żeby było jeszcze bardziej dramatycznie w całą sprawę zamieszani będą postronni ludzie (a nawet niewinne dzieci), czasem ci, którzy powinni stać na straży prawa, a „jedzą potulnie chleb” z rąk, z których nikt nie by się nie spodziewał.
Powieść czyta się dosłownie jednym tchem. Zwroty akcji i pewne momenty zapierają dech w piersiach, wciskają głęboko w fotel. Trup ściele się gęsto, siłą pięści i pistoletu to podstawa. Powstałby z tego niesamowity film, trzymający w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Na pewno bardziej spodoba się czytelnikom, choć znam z racji swojej pracy, że i paniom przypadnie do gustu.
Recenzja powstała dzięki portalowi sztukater.pl, któremu dziękuję za egzemplarz książki.