Jakiś rok temu trafiłam na twórczość Moniki B. Janowskiej, która dostarczyła mi bardzo dużo świetnej rozrywki. Kiedy więc zobaczyłam, że ukazała się jej nowa powieść „Selfie z Toskanią”, poruszyłam niebo i ziemię, by ją przeczytać. I udało się! Znów otrzymałam sporą dawkę dobrego humoru i świetnej zabawy.
Mimo że uważam „Selfie z Toskanią” za opowieść trochę mniej udaną, niż wcześniej czytany „Czwarty pokój”, to nie mogę jej odmówić wielkiego uroku i przymknąć oko na drobne niedociągnięcia. Bohaterką książki jest Marianna, która razem z przyjaciółką Lidką oraz całym autobusem znanych i całkiem obcych ludzi wyjeżdża na wycieczkę do Włoch. Głównym powodem, dla którego zdecydowała się opuścić bezpieczne granice Legnicy jest chęć towarzyszenia Lidce w wyjeździe, który miał być dla niej podróżą poślubną. Wkrótce okazuje się, że do ślubu nie doszło, bo Marianna i trzecia z przyjaciółek – Lucyna, miały w tym swój niebagatelny udział. Chęć ochrony łatwowiernej przyjaciółki skłoniła je do ingerencji w jej związek.
Dla Marianny ten wyjazd to jakaś gehenna. Takiego nagromadzenia pechowych wydarzeń, zaskakujących zbiegów okoliczności i nieporozumień jeszcze nie doświadczyła. Zaczęła od przypadkowego, choć bolesnego ciosu poniżej pasa wobec Jacka – początkowo dość gburowatego górnika z Lubina, by wkrótce zaprezentować spektakularną pogoń za odjeżdżającym autobusem, który okazuje się należeć do innej wycieczki. Następne przypadki tylko pogłębiają opinię wszystkich uczestników wyjazdu, że Marianna jest szalona, a przynajmniej dybie na życie niektórych współpodróżnych. Do sumy nieszczęść dochodzi obecność Patrycji – niezwykle atrakcyjnej koleżanki, która budzi morderczą zazdrość kobiet i absorbuje całkowitą uwagę męskiej części społeczeństwa.
Wraz z początkiem podróży zaczyna się komedia romantyczna, w której postacie drugoplanowe mają niebagatelne znaczenie. Wśród nich wyróżnia się Marco – włoski przewodnik wycieczki, który łamaną polszczyzną, wywołującą ból zębów lub też salwy śmiechu, opowiada o cudach Toskanii. Oczywiście dostaje się w strefę wpływów Patrycji. Jednak to ucieczki Marianny od nachalnego, leciwego Helmuta oraz budzące się uczucie między nią a Jackiem zajmują czytelnika najbardziej. Szereg zabawnych zdarzeń opisanych z lekkością i poczuciem humoru sprawiają, że nie można się od książki oderwać.
Kto kocha Włochy, ten też będzie usatysfakcjonowany. Książka zawiera przecież opisy oglądanych zabytków, przepięknych miejscowości toskańskich, wraz z ich głównymi atrakcjami, zapierającymi dech w piersiach widokami, a biorąc pod uwagę niepohamowany apetyt głównej bohaterki, również włoską kuchnią, pełną niezwykłych smakowitości, aromatów, no i przesmacznych drinków i win.
„Selfie z Toskanią” to jedna z tych lekkich, przyjemnych lektur, które skutecznie zabijają nudę i przenoszą nas do innego, słonecznego świata, w którym troski są traktowane z przymrużeniem oka, a wszelkie nieporozumienia wywołują tylko salwy niepowstrzymanego śmiechu. Atmosferę beztroski i przyjaźni podkreślają zabawne dialogi, ironiczne spostrzeżenia i niewątpliwy talent autorki do przedstawiania rzeczywistości w satyrycznym klimacie. Z wielką łatwością można więc jej wybaczyć powtarzanie żartu o zaduszaniu obfitym biustem każdego atrakcyjnego mężczyzny przez Patrycję i inne uczestniczki wycieczki.
Nie mogę się powstrzymać od porównania z „Czwartym pokojem”. Tam można było obserwować niezbyt udane małżeństwo głównej bohaterki, toksyczną relację, a „Selfie z Toskanią” to sama komedia, bez głębszej warstwy. Komedia udana i godna polecenia, oczywiście ze szczęśliwym zakończeniem. Fajna lektura na deszczową jesień, choć na wakacje też bym zabrała.