Wbrew pozorom „Sekrety francuskiej kuchareczki” to nie książka o kuchni. Próżno szukać w niej pobudzających zmysłów opisów gotowania. Mamy jedynie kilka przepisów na klasyczne francuskie dania, podanych mimochodem i na marginesie historii o pewnej dziennikarce, która porzuca kraj smakoszy foie gras i przenosi się do Australii.
Swoje życie Marie-Morgane Le Moël zaczyna opisywać już od wczesnych lat dzieciństwa. Pierwsza część jej wspomnień jest co prawda okraszona humorem i dystansem, jednak czytelnikowi trudno pozbyć się wrażenia bezsensowności i braku głębszego celu w przedstawianiu tych anegdot. Każda historyjka posiada wtręt dotyczący potrawy, jaką aktualnie raczyła się mała Marie i jej rodzice. Na końcu rozdziału otrzymujemy także szczegółowy przepis. Jednak sama kuchnia nie odgrywa tutaj istotnej roli. Czytelnik zachęcony tytułem, może odczuć pewne rozczarowanie. Gotowanie to fascynująca i tajemnicza dziedzina wiedzy, a przykładów pięknego pisania o nim wymieniać można wiele. Francuska kuchnia w książce Le Moël ani nie inspiruje, ani nie zachęca do próbowania nowych smaków. Po prostu jest – w cieniu głównej gwiazdy książki, czyli samej autorki.
Pisanie o własnym życiu, jeśli nie było ono tragiczne, naznaczone wojną, chorobą lub innym trudnym doświadczeniem, przeważnie niesie za sobą pewne ryzyko. Związane jest ono z pytaniem: po co właściwie światu moje wspomnienia? Co ciekawego chcę przekazać i wnieść do życia moich czytelników? Le Moël w swojej książce wydaje się być tak bardzo skupiona na sobie, że chyba nie zatrzymała się dłużej nad tymi kwestiami. Sam zamysł opowieści był całkiem niezły. Mamy bowiem francuską dziewczynę, wychowaną w liberalno-ateistycznym domu, która porzuca swój kraj i najpierw mieszka w Kanadzie, by później przenieść się do Australii. Jej historia może być przyczynkiem do rozmyślań na tematy związane z różnicami kulturowymi i postrzeganiem przedstawicieli tej nacji w oczach innych narodów. Anegdoty francuskiej kuchareczki są zabawne i lekkie, nie ma w nich jednak miejsca na prawdziwe uczucia i doznania. Mamy za to ogromną dozę dystansu do samego siebie i świata oraz ironii, próbującej wniknąć w każdą sferę życia. Le Moël patrzy na rzeczywistość przez filtr nakazujący lekką ręką traktować wszystko, co jej się przydarza. Nie jest to wada tej książki – faktycznie, może dostarczyć rozrywki, ale niestety niczego więcej. Historia nie zmierza do żadnego określonego celu. Jedyną puentą, pisaną chyba z konieczności spuentowania, jest epilog.