Seria „Kim jest człowiek” wydawaną przez Uniwersytet Łódzki jest według mnie najciekawszą próbą odpowiedzi na to pytanie przez różnych myślicieli zajmujących się szeroko rozumianą antropologią, filozofią i teologią. Po przeczytaniu dwóch książek z tej serii, a posiadam jeszcze dwie nieprzeczytane, zorientowałam się, że każda z nich reprezentuje zupełnie inną odpowiedź na to pytanie. Tym razem na to pytanie odpowiada urodzony w Korei Południowej niemiecki filozof i teoretyk kultury, określany „nową gwiazdą światowej humanistyki”. Dość późno ta gwiazda rozbłysła, ale zajął się dość ciekawym problemem współczesnej komunikacji.
Filozofia nigdy nie była częścią mojego wykształcenia, ale tylko rodzajem hobby, dlatego moja wiedza jest fragmentaryczna i do każdej książki podchodzę, jako laik. Tak i było i w tym przypadku. Czytając ją, a niektóre fragmenty wielokrotnie, przechodziłam od zachwytu nad trafnością spostrzeżeń po irytację, gdy z nim nie zgadzałam się z jego przemyśleniami. Kiedy autor cytuje opowieść z chyba początku wieku, gdzie telefon jest przerażającym urządzeniem, gdzieś w domu, który swoim dzwonieniem niesie wyłącznie zamęt i jest wypaczeniem komunikacji lub cytuje Kafkę, że „Listy wniosły w świat straszliwe rozbicie duszy. Pisanie listów było jak obcowanie z upiorami”. Dochodzę więc do wniosku, że jedynie komunikacja bezpośrednia, kiedy widzi się twarz rozmówcy, jest dla autora akceptowana. Tyle tylko, że to właśnie współczesna technika umożliwia pomimo odległości widzieć twarz rozmówcy i bezpośrednio z nim rozmawiać
Dla mnie ciekawe i ważne są jego rozważania na temat szybko rosnącej entropii informacji, chaosu zalewających nas informacji. Odkrywanie prawdy jest czasochłonne, a w czasie gdzie jedna informacja goni drugą, nie mamy czasu na szukanie prawdy. Jak ktoś cynicznie powiedział: „Kłamstwo powinno mieć szybkie nogi, aby jedno goniło drugie.” Rozróżnienie informacji na prawdziwe i fałszywe często jest bardzo trudne. Fake news to także informacja, która może mieć siłę większą od faktów. Czy jesteśmy społeczeństwem, dla którego prawda przestaje mieć znaczenie, a jedynie liczą się post fakty, które odrzucają prawdę płynącą z faktów, a kładą nacisk na emocje i afekt? Jak każdy z nas reaguje na zalewającą go ilość informacji?
Natomiast nie zgadzam się z zaprzeczeniem tezy Fromma, że człowiek współczesny raczej chce mieć niż być. Uważam, że ciągle jest prawdziwa. Nie można bycia, jak chce autor ograniczać do przeżyć, ale także staje się źródłem zagadkowego, milczącego zachwytu, doświadczenie obecności obejmujące również chwilę głębokiego „spokoju”. Tak samo, jak nie można posiadania ograniczyć do rzeczy materialnych, ale rozciąga się to na posiadanie czyjeś uwagi, posiadanie "polubień" i tym podobnych. Po to właśnie produkujemy się w mediach społecznościowych, sami siebie inscenizując, aby mieć nie być. Selfi jest też pewnego rodzaju rzeczą, towarem, za którego dostaje się zapłatę w postaci uwagi i "polubień". Kiedy widzę kobietę muzeum, która skupia się tylko na zrobieniu sobie selfi, to ona nic nie przeżywa, ale tworzy towar, chce mieć nie być. Kiedy widzę rodziców, którzy na występach swoich pociech, zamiast z nimi przeżywać występ, wpatrują się w swoje smartfony, pragną tylko mieć filmik. Zawsze na pierwsze miejsce wysuwa się mieć. Tak jak nie zgadzam się, że dzięki smartfonowi wycofujemy się w bańkę, która nas osłania przed drugim człowiekiem. Niestety przez udział w różnych mediach społecznościowych odsłaniamy się na ataki nawet obcych ludzi.
Przyznaję się, że protokół rozbieżności refleksji między mną, a autorem jest dość długi. Dotyczy to na przykład prymatu zdjęć analogowych na cyfrowymi, a także pozycji w naszym życiu samych rzeczy. Nie zgadzam się, że hardwares jest uległym podłożem softwares i wtórnym w stosunku do informacji. To właśnie dzięki rozwojowi urządzeń, czyli hardwares możliwy jest rozwój oprogramowania. Czytając zdanie: „Samochód przyszłości nie będzie już rzeczą kojarzoną z fantazmatami władzy i bogactwa.”, mam wrażenie, że właśnie temu mają służyć rzeczy według autora.
Dużo w tych wywodach według mnie jest sprzeczności, ale może też dzięki temu lektura tej książki jest fascynująca. Czytając tę książkę, prowadziłam swoistą dyskusję z autorem, a właściwie z samą sobą, jaki jest mój stosunek do świata cyfrowego. Czy w nim, tak jak chce autor, jest wszystko złe? Czytając „Nie(do)rzeczy” nie można pozostać chłodnym obserwatorem i to jest największa wartość tej książki.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.