Na fali obecnej mody na fantasy powstaje dużo książek z tego gatunku. Jedne są bardzo oryginalne, inne nieco mniej. Na szczęście ta książka jest bardziej oryginalna, niż opowieści o światach, w których żyją magowie i tresują swoje smoki.
Otóż akcja "Rydwanu Bogów" rozgrywa się w dwóch czasach i dwóch światach. Oryginalne w tym pomyśle jest to, że jest to Egipt z 3000 r. p.n.e. i Polska XXI wieku.
Młody chłopak założył się z kolegami, że w nocy popłynie na wyspę, na której jest stary opuszczony cmentarz. Tam przez przypadek znajduje złotego skarabeusza. I dalej dowiadujemy się, co to za skarabeusz, przenosimy się do starożytnego Egiptu, poznajemy bliżej kapłana i jego syna. I tak dalej. Jest wędrówka, pościg, trochę romansu, trochę walk, trochę przetrwania.
Ogólnie rzekłabym, że autor chyba chciał za dużo umieścić w jednej powieści. Rozumiem, że nie wszystko trzeba opisywać ze szczegółami i trzeba trochę zostawić dla czytelnika, żeby mógł uruchomić wyobraźnię i sobie dopowiedzieć, ale wątek wojny w Iraku został niewyjaśniony. Podobał mi się sposób przedstawienia starożytnego Egiptu, tutaj świetnie oddana atmosfera wprowadza czytelnika do tajemniczych świątyń. Ale czasy współczesne już mniej mi się podobały. Trudno nawet wyjaśnić, na czym polegają te niedociągnięcia, odnosiłam bowiem wrażenie, że z jednej strony pan Kowarz chce uniknąć wywlekania wszystkiego ze swoich bohaterów, z drugiej jednak strony za dużo było motywowania dlaczego w danej sytuacji bohater czuje to, a nie coś innego. To było trochę niekonsekwentne.
Natomiast pochwała należy się za subtelność w scenach erotycznych. Piękny nastrój, ale bez zaglądania pod kołdrę. Rzadko komu to się udaje.
Myślę, że debiutancka powieść Aleksandra Kowarza jest naprawdę dobra. Czytałam ją z niekłamaną przyjemnością, nie musiałam specjalnie się skupiać, bez wysiłku śledziłam losy grupy wędrowców. Dobrze poprowadzona narracja to połowa sukcesu. Mam nadzieję, że ta powieść nie będzie ostatnia i że już wkrótce przeczytamy coś nowego.