Na dworze wieje, leje jest szaro i brzydko. Patrzę na książkę, która trochę zawstydza mnie objętością, ale w końcu wstaję, biorę ją z półki i... znikam na weekend w skandynawskich lasach. Po przeczytaniu zarysu fabuły spodziewałam się, że otrzymam historię na kształt serialu
"Outlander" lub jak kto woli - na kształt jego literackiego pierwowzoru, a mianowicie "
Obcej" autorstwa Diany Gabaldon.
Tak też się stało! Po lekturze czułam się jakbym na raz obejrzała cały sezon i przyznam, że byłam trochę rozczarowana, że przyjdzie mi na kolejny poczekać...
Główną bohaterką "Cudzoziemki" jest Judyta Karpińska - młoda studentka dziennikarstwa, która właśnie przygotowuje się do obrony pracy magisterskiej. Dziewczyna leczy złamane serce po bolesnym rozstaniu. Nie jest jej łatwo, gdyż sprawca zamieszania powraca do jej życia i próbuje odbudować zaufanie - jakim go wcześniej obdarzyła. Dodatkowo od niedawna męczą ją dziwne sny... Choć walczy ze sobą i umysł podpowiada jej, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, to w końcu ulega. Zauważa, że chłopak bardzo się zmienił, ale nie wie na ile to gra, a na ile rzeczywista przemiana. Mają wspólnych znajomych, z którymi wybierają się na objazdowe wakacje po Skandynawii. Na wyjeździe chłopak bardzo zabiega o jej względy, w końcu decydują się spróbować jeszcze raz. I tego wieczora właśnie, podczas incydentu z jednym z kolegów, dziewczyna oddala się od domku, w którym mieszkają i trafia pod tajemniczy głaz.
Od teraz nic już nie będzie jej znane, nawet czas. Okazuje się, że jest w tym samym miejscu, w którym była wieczorem z przyjaciółmi jednak wiek nie jest już XXI, a VIII...
Judyta znajduje się w czasach wikingów... I kompletnie nie zdaje sobie z tego sprawy.
Na początku trafia w niewolę, próbuje uciec, ale w końcu dociera do niej, który jest wiek i nie ma dokąd pójść... Próbuje nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości, ale stare przyzwyczajenia i różnica - postępu technologicznego, nie ułatwiają jej tego.
Książka jest napisana niezwykle lekko. Choć pierwsza część trochę się dłuży przez opisy stanów emocjonalnych bohaterki i jej niezbyt porywającą codzienność, to od momentu przejścia przez nią przez wrota czasu jest zdecydowanie lepiej.
Narracja jest prowadzona w osobie pierwszej, bogato okraszonej przemyśleniami młodej bohaterki. Dlaczego wspominam, że młodej? Bo niektóre z jej rozważań są dość dziecinne i mogą starszego czytelnika irytować, ale jak przypomnę sobie swoje - z podobnego okresu w życiu - to niczym wielkim się one nie różniły.
Będzie wiele komicznych sytuacji - kłótni między Judytą, a ówczesnymi mieszkańcami Skandynawii, z którymi po wielu perturbacjach, nie tylko językowych, uda się jej znaleźć wątłą nić porozumienia.
Będziemy świadkami przemiany bohaterki. Poprzyglądamy się jak z dość nieudolnych zalotów dwójki bardzo młodych ludzi rodzi się miłość, przywiązanie i oddanie. Jak surowość i prostota życia dają Judycie to, czego tak szukała w XXI wieku. Autorka świetnie wplotła w tę historię nasze dzisiejsze gonienie za lepszym jutrem i brak umiejętności docenienia tego, co już mamy. Oczywiście nie jest to książka historyczna, prezentowane postaci są mocno uwspółcześnione, tak samo zresztą jak dialogi.
Przygotujcie się na mieszankę kliku gatunków literackich - powieści obyczajowej, fantastyki, romansu i kilku erotycznych scen. Da się zauważyć, że autorka wiele czasu poświęciła na zbieranie materiałów dotyczących topografii Skandynawii, jej historii i oczywiście mitologii. Znajdziemy tutaj również kilka nawiązań i do naszej starej - słowiańskiej wiary.
A zakończenie... No cóż, spodziewałam się, że właśnie tak będzie..
Naprawdę świetnie się bawiłam i z przyjemnością wkroczę ponownie do życia Judyty!