Co byście zrobiły, gdyby okazało się, że mężczyzna, którego wydawałoby się, że dobrze znacie, z którym macie spędzić przyszłość, jest tyranem? Tyranem, który bije, gwałci i poniża. Wytrzymałybyście czternaście lat w takim związku? Myśląc, że to jest coś normalnego, a wszystko, co Was spotyka ze strony osoby, z którą mieszkacie pod jednym dachem jest w zupełności usprawiedliwione, bo pewnie zrobiłyście coś źle, nie tak, jak trzeba? Myślę, że osobom, które nie były w takiej sytuacji łatwo jest gdybać i mówić, że pewnie poszłyby na policję, zgłosiły do jakiejś organizacji pomagającej maltretowanym kobietom, ale co jeśli wyżej wspomniany tyran sam jest policjantem? Właśnie tu zaczynają się schodki.
Stephen King to amerykański pisarz, który został nazwany Królem Horroru, a Rose Madder to książka, która opowiada właśnie o takiej kobiecie - maltretowanej, bitej, poniżanej i gwałconej przez swojego męża. Główna bohaterka Rosie Daniels jest żoną policjanta Normana Danielsa, który z racji swego zawodu dobrze wie, w jaki sposób znęcać się nad swoją żoną tak, żeby nikt nie podejrzewał, że jest ona bita. Jeśli zdarza się, że Rosie potrzebuje lekarza, Norman zawsze znajdował wymówkę, która by odsunęła od niego podejrzenia. Już od pierwszych stron czytelnik dowiaduje się, z czym musi zmierzyć się Rosie, kiedy to mąż pobił swoją ciężarną wtedy żonę tak dotkliwie, że poroniła, a lekarzom wmówił, że spadła ze schodów. Pewnego dnia, już po kolejnym pobiciu, kiedy Rosie obudziła się i zauważyła na pościeli kropelkę krwi, coś w niej pękło, wiedziała, że może zmienić pościel i wszystko by wróciło do normy (o ile można nazwać takie sytuacje normą), ale nawet zmiana pościeli była dużo bardziej skomplikowanym rytuałem, bo nie mogła zmienić jedynie tej części, która była zabrudzona, musiała zmienić całość i wszystko musiało być idealnie dobrane pod kolor, w innym wypadku znowu by czekała na nią kara. Jednak właśnie ta jedna kropelka krwi zadecydowała o tym, że po czternastu latach Rosie postanowiła odejść od Normana, nie myślała nawet o tym żeby spakować najpotrzebniejsze rzeczy, jedyne co ze sobą zabrała to karta kredytowa Normana, którą zostawił tego dnia w domu.
Po odejściu z domu wróciła do swojego panieńskiego nazwiska McClendon, wyjechała do innego miasta i tam uzyskała pomoc u Córek i Sióstr, stowarzyszenia zajmującego się maltretowanymi kobietami. Mogłoby się wydawać, że nagle wszystko zaczęło się układać. Rosie zdecydowała się na sprzedaż pierścionka zaręczynowego w jednym z lombardów, jednak okazało się, że nawet pierścionek był sztuczny, ale dzięki temu, że weszła do tego lombardu poznała Billa, który się w niej zakochał, poznała pana Leffertsa, który dał jej pracę, a także kupiła obraz, na którym było napisane Rose Madder, i który nie był zwykłym obrazem. Jednak jej szczęście nie trwało zbyt długo, Norman nie miał zamiaru pozwolić odejść swojej żonie, wręcz przeciwnie, miał zamiar ją odnaleźć i zabić. Czy mu się uda? Jaki związek z całą sprawą ma tajemniczy obraz? Czy Rosie uwolni się od swojego prześladowcy i będzie szczęśliwa? Tego dowiecie się z książki.
Nie jestem w stanie napisać ani plusów, ani minusów książki, z tego względu, że z panem Kingiem polubiliśmy się, kiedy w moje łapki wpadło Miasteczko Salem. Od tamtej pory na listę moich must have książek trafiły wszystkie tego autora. To nie jest oczywiście tak, że skoro jestem fanką Kinga, moje opinie na temat jego książek nie będą obiektywne, wręcz przeciwnie, jedne jego książki podobają mi się bardziej, drugie mniej, ale nie nie jestem w stanie rozdzielić moich odczuć na pozytywy i negatywy. Do tej pory miałam okazję przeczytać sześć powieści Kinga i każda wciągała mnie tak bardzo, że choć niektóre nie podobały mi się aż tak bardzo, to autor ma dar pisania w taki sposób, że nie można nie być ciekawym, co wydarzy się dalej i może właśnie to jest powód, dla którego nie mogę podać plusów i minusów powieści. Nawet podczas czytania Rose Madder myślałam, że wiem na pewno, jak to się zakończy, jednak pan King postanowił wprowadzić pewnego rodzaju element zaskoczenia zanim przeszedł do właściwego zakończenia.
Oczywiście polecam książkę, nie tylko tą, ale także inne Stephena Kinga, bo są to naprawdę warte uwagi książki, jednak jeśli ktoś nie lubi, kiedy w książce pojawiają się wulgarne aspekty (nie mówię tu tylko o słownictwie, ale również o innych opisach) to takim osobom książka może nie przypaść do gustu.