❄Recenzja❄
Premiera 28.01.2025 r.
„Coffe on Ice” – Lori Rave
Współpraca reklamowa z Lori Rave
Hokejowa miłość w nowym wydaniu. Ona – młoda mama, która pracuje, studiuje i wychowuje dziecko. Stara się z całych sił aby zapewnić sobie i synkowi lepszą przyszłość. Wielką pomocą i ostoją są dla niej rodzice. Są wspaniałymi rodzicami oraz dziadkami. Dziewczyna pomimo traumy jaką przeżyła w dzieciństwie stara się żyć dalej, bo ma dla kogo. Jest niebywale silna i odważna. Po tym wszystkim nie poddała się, tylko walczyła. Pomimo wieku stanęła na wysokości zadania.
On – hokeista, który zdobył sławę, kobiety i pieniądze. Jest pewny siebie, ale bez przesady. Nie traktuje kobiet przedmiotowo. Oczywiście zdarzały mu się przygody na jedną noc, ale nie traktował ich źle. Ma w sobie wiele pokładów ciepła i zrozumienia. Nie czaruje, tylko pokazuje.
Widać, że autorka chciała pokazać, że hokeista, to nie zawsze gbur i cham, który swoją sławą myśli, że załatwi wszystko. On szanuje wszystkich ludzi, zarówno kobiety jak i mężczyzn. Udało się to jej, bo główny bohater to facet prawie ideał. Nie dość, że sławny, bogaty, to jeszcze uprzejmy, przystojny, kulturalny i dobry. Miła odmiana, po tych wszystkich „co to nie ja”.
Jeśli chodzi o ich relację, to mam małą zagwozdkę. Nie umiałam się w nią wczuć. Miałam wrażenie, że wszystkie poboczne wątki, były ważniejsze i było ich naprawdę dużo. Historia nie opowiadała tylko o tym jak się tworzy ich relacja, ale też o innych sprawach np. wątek romansu innego zawodnika, problemy zarówno głównej bohaterki jak i bohatera. To wszystko było naprawdę ciekawe i sprawiło, że czytałam ją tak zachłannie. I to właśnie one mi się podobały najbardziej. To jak przedstawiona była trauma Avery, powoli, po każdym kroku. Nie dostałam od razu wyjaśnienia, tylko skrupulatnie karty były odkrywane. Do tego jeszcze dochodzi małe zagrożenie, które pobudza nerwy. Wracając do relacji, to brakowało mi chemii, rozmów i spotkań. Wszystko potoczyło się naprawdę szybko. Zabrakło jak dla mnie większego skupienia na nich jako pary.
Jeszcze jednym plusem był synek Avery. Ta kwestia nie była tylko wspomniana, tylko ciągle i trwale uczestniczył we wszystkim. Ten watek bardzo został pokazany, a jej synek to mądry chłopczyk, który nadawał uroku całej historii. Podobało się to Avery o niego dbała, zabierała ze sobą i zawsze o nim myślała. W wielu książkach jak były dzieci, to bardziej z nazwy, a tutaj zajmował wiele czasu. Gratuluje autorce z atak wspaniałe pokazanie jak dziecko ma wpływ na życie.
Patrząc na całokształt, to książka jest naprawdę dobra i przyjemna. Porusza trudne tematy, które nie raz wywołają smutek i łzy. Opisała wszystko bardzo dobrze i pokazała jak żyje się takiej osobie. Avery była, jest i będzie silna, bo ma dla kogo. Ponad to inne poboczne wątki sprawiały, że historia stała się ponad wymiarowa. Tylko w tym wszystkim właśnie zabrakło tego romansu. To nie tak, że go nie było, ale gdzieś się zgubił i trochę zbyt szybko popędził do przodu.
8/10