Zaintrygowała mnie okładka. Tak, po prostu i mimo, że wciąć słyszy się słowa typu „nie oceniaj książki po okładce”, na mnie to zawsze działa. Nieee, nie chodzi mi o ostateczną ocenę, ale ten pierwszy moment, to graficzne wołanie – Weź mnie, jestem tutaj! W tym przypadku nie mogłem zareagować inaczej, a fakt, że już dwa razy odbyłem podróż z bohaterami Grady’ego Hendrixa tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że może być to równie dobry wybór.
Książka, na pierwszy rzut oka przypomina kultowe kasety VHS z okolicznej wypożyczalni minionej epoki. Mroczne zlepki kadrów, symbole i opis na odwrocie. Wszystko jak należy. Jak przystało na lata osiemdziesiąte, bo właśnie w tych czasach jest utrzymana powyższa historia. Podskórnie czułem, że będzie mocno. Jak mogło być inaczej skoro w tamtym okresie na dużym ekranie pojawiały się takie tytuły jak ''A Nightmare on Elm Street” reżyserii Wesa Cravena, ''Friday the 13th” Seana S. Cunninghama, „Christine” Johna Carpentera czy też „The Fly” Davida Cronenberga? Z drugiej strony, chaos jaki panuje na okładce książki, daleki jest od tajemniczości jakie prezentowały wówczas kinowe plakaty filmowych tytułów. Uznałem to za ślepy trop, a już zaraz, wraz z kolejnym przebłyskiem trafiłem na odpowiednie tory. Amerykański serial „Stranger Things” reżyserii braci Dufferów. Wszystko pasowało, nastolatki w roli bohaterów, miniona epoka i niepojęte zło, które zaburza harmonię przykładnego społeczeństwa.
„Moja przyjaciółka opętana” to opowieść o przyjaźni dwóch młodych uczennic – Abby i Gretchen. Jako, że każda z nich wyróżniała się na swój sposób, szybko nawiązały wspólną więź, która na przestrzeni kolejnych lat zmieniła się we wzajemne oddanie. Kochały się wg ustalonej zasady PWLN – „ponad wszystko, lecz nielesbijsko”. Wspólne rytuały przy codziennych obowiązkach, tajemnice, wieczorne telefoniczne rozmowy o stałej porze, to rytm, którym żyły przez kolejne lata. Aż do roku 1988, kiedy podczas jednej z imprez rozdzieliły się, a Gretchen naga uciekła do lasu. Po nocy poszukiwań, nigdy już nie wróciła jako ta sama osoba. Co się wówczas stało? Czy zło nasyciło swoje pragnienie jedną ofiarą czy może postanowiło zniszczyć wszystkich jej najbliższych?
Grady Hendrix stworzył ciekawą historię i kiedy już jestem po lekturze, doszukuję się w niej coraz to szerszych znaczeń. Przyjaźń to jedno. Istota niepojętego zagrożenia? W sumie to również można wywnioskować już z samego tytułu. Mogę zaznaczyć, że to nie jest rasowy horror z tamtych lat. Bardziej skłaniałbym się ku literaturze młodzieżowej z lekkimi i mocniejszymi uderzeniami. Jeszcze raz odwołam się do filmowego „Stranger Things” bo to faktycznie taki rodzaj grozy. Autor dba o kondycję psychiczną czytelnika i nie naraża jej na zbyt ciężki ostrzał. Równie wyraźnym aspektem tej historii jest świetnie pokazana przepaść pomiędzy pokoleniami. Sposób działania Abby, jej pragnienie pomocy i ta ciągła dziecięca naiwność, która co rusz zderza się z grubym murem dorosłej dumy i zawziętości. Na dodatek szkoła, do której uczęszczają jest odpowiednikiem naszej – katolickiej – co nie ułatwia zadania przy takim zagrożeniu. Mało tego, tu również panują układy. Zamożne rodziny mają więcej do powiedzenia niż rodzice pracujący na kilka etatów, by związać koniec z końcem. Na każdym froncie taki nastolatek wydaje się być przegrany.
Bardzo mocną stroną tej opowieści jest oczywiście charakterystyczny klimat lat osiemdziesiątych. Począwszy od stylu ubierania, fryzur, poprzez muzykę, gry komputerowe, na filmach kończąc. Nie jeden raz „usłyszymy” radiowy szlagier z tamtego okresu, będziemy świadkami rozważań na temat filmowych relacji Elliotta z pozaziemskim przybyszem z filmu „E.T” reżyserii Stevena Spielberga oraz czerwienić się podczas wspomnień na wydarzenia z serialu „Ptaki ciernistych krzewów”. Wśród tych jasnych sygnałów, jeden nie dawał mi spokoju. Pochłonięty wówczas lekturą, zanotowałem go sobie w głowie jako „do zbadania”, więc teraz niczym przy pokerowym stole mogę śmiało wykrzyczeć – Sprawdzam! Otóż, każdy z rozdziałów zatytułowany jest dwoma tytułami, pierwszym w języku angielskim, a zaraz pod nim w polskim. Nie zwróciłbym na to większej uwagi gdyby nie piaty rozdział książki zatytułowany „The Number Of The Beast”. W pierwszej chwili oniemiałem, bo przecież to numer z płyty Iron Maiden wydanej… w latach osiemdziesiątych (1982). Czyżby aż tak Grady Hendrix poszedł za ciosem i nazwał każdy rozdział numerem z tamtych lat? Nie inaczej, zanim usiadłem do pisania, spisałem i odnalazłem każdy numer rozpoczynający rozdział. Niesamowite. Każdy jest prawdziwy i pochodzi z tamtego okresu. Niemal trzydzieści utworów, które nadają zupełnie innego nastroju poszczególnym rozdziałom. Kiedyś były takie laurki, czy też kartki z życzeniami, które w momencie otwarcia grały. Gdyby taki patent zastosować przy tej książce, byłoby to mistrzostwo świata, o ile jakość nagrania byłaby, co najmniej na poziomie HD.
„Moja przyjaciółka opętana” to ponadwymiarowa opowieść. Z jednej strony bogata przesłaniem, z drugiej ozdobiona wielobarwnym czasem dojrzewania. Z tej pierwszej ukazuje niesamowitą przyjaźń, która na tle brutalnego świata poddawana jest przeróżnym próbom, z tej kolejnej, przypomina o beztroskich czasach młodzieńczych eksperymentów. Z pierwszymi pocałunkami, fascynacjami i nie zawsze łatwymi wyborami. To historia jak wiele innych. O walce dobra ze złem. O oddaniu ponad wszystko, jednak pamiętając o kluczowym założeniu, „nielesbijsko”.
PS. W komentarzu pozwolę sobie wrzucić spis rozdziałów/numerów.