Lubię połączenie fantasy z historią. Uważam, że dzięki dobrze skonstruowanej powieści, która łączy ze sobą właściwie dwa odrębne gatunki, może powstać niesamowicie epickie dzieło. Fantastycznie elementy fantasy do historii wplotła Elżbieta Cherezińska w swoim cyklu "Odrodzone królestwo". Monumentalne tomiszcze opisują historię Polski za czasów rozbicia dzielnicowego, gdzie rozpoczyna się wyścig o władzę i zjednoczenie podzielonego na księstwa królestwa.
"Psy Pana" szumnie reklamowane jako "nowa" Trylogia husycka, czy też odpowiednik tej drugiej to lekkie nieporozumienie.
Powieść Świątkowskiego nie jest co prawda tragiczna, da się ją do końca przeczytać bez marzeń o porzuceniu, natomiast ma zbyt wiele mankamentów, przez co traci na wartości.
Pierwszym błędem Autora według mnie było to, że nie przyłożył większej wagi do zaznaczenia sytuacji politycznej Cesarstwa Niemieckiego.
Z powieści dowiadujemy się, że trwa zbrojny konflikt, w kraju kręcą się Szwedzi, wojska cesarskie, gdzieś do spółki też Inkwizycja, a także inni oberwańcy. W porządku, kręcili się oni wszyscy, ale Świątkowski nie tłumaczy czytelnikowi, co tak naprawdę się dzieje, dlaczego sytuacja w kraju jest tak napięta- generalnie pozostaje przypuszczać.
W zasadzie aż się prosi, żeby zaznaczyć raz i porządnie, że konflikt dotyczy antykatolickiej koalicji, którą utworzyli protestanci, ponieważ cesarz nie zgodził się spełnić ich roszczeń wyznaniowych. Dodać jeszcze, że cesarzem był wówczas Ferdynand II z dynastii katolickich Habsburgów, którzy panowali w Hiszpanii i właściwie większość tła się rozjaśnia. W międzyczasie dodać, że protestantów poparli Szwedzi i Francuzi- nie bez powodu zresztą, oraz Dania i Republika Zjednoczonych Prowincji- współcześnie obszar odpowiadający położeniu Holandii.
W książce jest groch z kapustą, niby czas i miejsce były, aby rzucić jaśniejsze światła na to zagadnienia, tym bardziej nie rozumiem, dlaczego Autor tego nie zrobił.
Drugim dużym minusem dla mnie to marne postacie główne. I nie chodzi tu o to, że były słabo czy niewystarczająco scharakteryzowane, ale o to, że były nijakie a ich zachowanie wzbudzało negatywne skojarzenia.
I na ten przykład grafianka Katarzyna cudem uchodzi z życiem z zamku ojca, gdzie jeszcze przed kolacją wiodła spokojne życie. Traci wszystko, trzy wrogo nastawione do siebie frakcje wręcz wyrzynają się, by ją uprowadzić, a ona choć przyznaję, początkowo wystraszona nie ma właściwie jakiś przemyśleń z tymi tragediami, które rozgrywały się na jej oczach. I do tego zmierzam, że brakuje w powieści tej głębi, mocniejszych przemyśleń, by móc poczuć, że emocje bohaterów wstrząsają czytelnikiem.
Przypomina mi się jeszcze jeden przykład, który może posłużyć za dowód, gdy Katarzyna w chwili dotarcia do dalekiego krewnego (o książęcym tytule i pochodzeniu), wraz z brygadą najemników, którzy w miasteczku zaopatrują się w potrzebne do dalszej podróży akcesoria idzie kupić suknię, gdyż nie uchodzi w zniszczonych ubraniach stawać przed obliczem książęcego majestatu...
Nie lepiej ma się też sprawa z dominikaninem. Dominik Erquicia mógłby stać się postacią ciekawą i pełną sprzecznych doznań, gdyby Świątkowski bardziej do budowy emocji się przyłożył. Bardzo przypomina momentami Mordimera od Piekary, kiedy budzi się w nim złość, gdy podkreśla swą przynależność do zakonu, kiedy w nielicznych momentach w jego umyśle powstają dylematy natury etycznej.
Najlepszą postacią jest zdecydowanie Schenk, i to jego losy interesują mnie najbardziej.
Pomimo niezaprzeczalnie słabych stron "Psy Pana" mają też te powiedzmy całkiem przyzwoite. Warto zaznaczyć, że sam pomysł na tak skonstruowane low fantasy jest ciekawy. Tego najbardziej mi szkoda- niewykorzystanego potencjału, niedopracowania bardzo dobrego pomysłu. Wplecenie w realia historyczne subtelnego wątku o magii, która nawet wprost nie jest nazywana czarami a zjawiskiem alchemicznym, jest intrygująca. W tle zamieszki religijne przybierające znamiona wojny, tajemnicze manuskrypty i te wszystkie niejasne umiejętności mogły być w przyszłości porównywalne do trylogii Sapkowskiego, która de facto rozgrywa się 200 lat wcześniej, niż wydarzenia umiejscowione w powieści Świątkowskiego. Na tą chwilę nie warto tego robić, gdyż są to powieści nieporównywalne.
Chcę jeszcze wspomnieć, że pióro Autor ma dobre, choć zawiodła korekta, bo jest kilkanaście powtórzeń. Sam fakt jednak prowadzenia powieści dwutorowo i połączenia obydwu wątków razem jest trudne, i udało się Świątkowskiemu dobrze.