Richelle Mead jest autorką bestsellerowej Akademii Wampirów, której pierwszą częścią jest, tak jak tytuł serii, „Akademia Wampirów”. Wiele osób polecało mi ją, zanim odważyłam się sięgnąć po tę pozycję. Może było już za późno? Może coraz to nowsze pomysły przyćmiły dzieło Richelle wydane w Polsce przed rokiem?
Na wstępie doznajemy tego dziwnego uczucia, kiedy zdajemy sobie sprawę, że śnimy. Nie wiemy, gdzie jesteśmy, co robimy, dlaczego. Tak samo miała się rzecz z „Akademią Wampirów”. Wkraczamy do świata i mija parę stron, nim wszystkie części układanki zaczynają pasować. Wtedy od razu zalewa nas fala adrenaliny i podniecenia, bowiem trafiamy w sam środek przygotowań (a raczej ich braku) do ucieczki i kątem oka odnotowujemy dziwną hierarchię panującą w świecie Wasylisy Dragomir i Rose Hathaway. Moroje to wampiry, dampiry to pół krwi ludzie, a pół wampiry, którzy szkolą się na bycie podwładnymi bądź też strażnikami morojów. Są jeszcze strzygi – moroje przemienieni w istoty mroczne, owładnięte rządzą śmierci morojów i dampirów.
Cóż mogę powiedzieć o bohaterach? W gruncie rzeczy dużo. Rose Hathaway jest wspaniałą, silną, aczkolwiek trochę zagubioną dziewczyną. Oddana swojej przyjaciółce – morojce, jest gotowa jej bronić przed strzygami. W tym celu zaczyna się szkolić pod okiem Dymitra Bielikova, przystojnego, boskiego strażnika. Czy zakochają się w sobie? Wasylisa, a raczej Lissa Dragomir to arystokratyczna morojska księżniczka o wyjątkowych mocach, z którymi nie może sobie poradzić. W akademii jest wiele świetnych postaci, przykładowo Mason – oddany przyjaciel, świetny chłopak. Ale nie brakuje bohaterów o odstraszającym charakterze. Mia działała mi na nerwy jak nikt inny. Z chęcią zrobiłabym to, co Rose w jej sytuacji. Christian? Od razu go polubiłam. Po prostu jest pewny siebie, czujny, uważny, nie przepełniony pychą. Dzięki pani Mead miałam istną plejadę barwnych bohaterów przed mymi oczami.
Akcja kręci się głównie wokół Rose, ponieważ jest opowiadana w narracji prowadzonej właśnie przez nią. Jednak dzięki specyficznym zdolnościom Lissy i Rose, równie dużo wiemy o tym, co dzieje się w życiu morojki. A wydarzeń jest pełno: od próby ucieczki, powrotu do akademii, aż do… Cśś, to jest właśnie gwóźdź programu. „Akademia Wampirów” tak wciąga, że wydaje się, iż minęła ledwie chwila, a już znacie zakończenie i przewracacie ostatnią stronę.
Dziewczyny muszą radzić sobie z narastającymi problemami i niemymi, zakamuflowanymi pogróżkami skierowanymi do jednej z nich, które wstrząsająco głębi. Ktoś wie, ktoś chce je nakryć… Panna Hathaway ma wiele okazji, aby ćwiczyć swą rolę przyszłej strażniczki, a Lissa musi wystawić na próbę swą delikatną duszę. Nie brakuje też miłosnych wątków czy sporów pomiędzy postaciami, jak to w zwykłym życiu bywa. Każdy skrywa jakąś przeszłość, niekoniecznie chlubną. Każdy chce o niej zapomnieć. Wszyscy szukają drogi ewakuacyjnej do świata, o jakim marzą. A może trzeba po prostu poszukać furtki do szczęścia, choćby chwilowego, nim będzie za późno?
Niewiele mogę dodać od siebie. Rose z pewnością nie zapomniałaby języka w gębie w takiej sytuacji, lecz ja… Dla tych, którzy nie lubią czytać książek, „Akademia Wampirów” będzie stanowić przyspieszony kurs tej czynności, a dla mnie była ona czystą przyjemnością wypełnioną tym, co najlepsze: wyobraźnią, czynną akcją, wspaniałymi bohaterami i rzeczami, które niejednemu spędzą sen powiek. I nie mówię tu tylko o przystojnych bohaterach.