Alfred Szklarski stworzył w swoich książkach o Tomku Wilmowskim postać kultową, która znana jest znacznej grupie czytelników. W swoich młodzieżowych zbiorach również posiadam jedną z części, jednak nie przeczytałam jej, dlatego dla mnie „Tomek na Alasce” jest pierwszym tak naprawdę spotkaniem z bohaterem tak dobrze znanym i lubianym. Książka została napisana przez Macieja Dudziaka na podstawie pozostawionych przez Alfreda Szklarskiego notatek. Nie będę mogła odnieść się do tego, jak autor poradził sobie z płynną kontynuacją jakości i atmosfery poprzednich części, bo żadnej nie czytałam (znów coś do nadrobienia), jednak przecież jako oddzielnie dzieło książka wzbudziła kilka moich refleksji.
„Tomek na Alasce” to książka przygodowa. Główny bohater, razem z żoną Sally oraz kapitanem Nowickim wyruszają na Alaskę, by badać zamieszkujące tę niedostępną krainę ludy. Wkrótce jednak wyprawa zamienia się w wyprawę ratunkową, gdyż okazuje się, że w górach giną członkowie kolejnych grup naukowych i nie wiadomo, co się z nimi dzieje. Ktoś wyraźnie chce zapobiec dotarciu Tomka i jego przyjaciół do celu, nie przebierając w środkach. Ten jednak nieustraszenie prze do przodu, po drodze przeżywając niesamowite przygody – bierze udział w wyścigu psich zaprzęgów, ratuje się z pożaru lasu i ucieka przed niedźwiedziem, razem z Sally odnajdują zakonserwowanego mamuta z młodym, a przede wszystkim poznają życie tutejszych Indian oraz poszukiwaczy złota.
Tomek jest takim herosem, że kule się go nie imają, ani inne pechowe sytuacje. Z każdej opresji wychodzi obronną ręką, dzięki podróżniczemu doświadczeniu i niezwykłej czujności. Jego towarzysze również, mimo wpadania w potrzaski, mimo wrogów zdeterminowanych, by ich zabić, doznają co najwyżej zadrapań i otarć, a ewidentne próby zabójcze powodują u nich tylko wzruszenie ramion. Dzięki temu nawet w 20 osób są w stanie stawić czoła znacznie liczniejszej grupie zbirów (choć tu przyznaję, że Tomek tym razem jednak poważniej ucierpiał). To sprawia, że książkę czyta się trochę z pobłażaniem, trochę z irytacją, a na pewno z myślą o serialach z lat osiemdziesiątych – „MacGyverze” czy „Drużynie A”.
Bohaterowie mówią do siebie niewspółczesnym językiem. Z dialogów bije przekonanie o wyższości mężczyzn nad Sally. Nazywana jest „sikoreczką” i mam wrażenie, że ciągle jest strofowana i pouczana, choć niby w łagodnych słowach, ale jednak. Rubaszny kapitan Nowicki ma swój niepowtarzalny styl.
Książka jednak w ciekawy sposób pokazuje życie na Alasce, początki osadnictwa, prace badawcze, nad tymi terenami. Choć do chronologii podchodzi w dosyć luźny sposób, to i tak sporo można się dowiedzieć o historii tego niedostępnego regionu. Często podkreślane są analogie między losem Indian, a historią państwa polskiego, które w czasie, kiedy dzieje się akcja książki, było pod zaborami. Bohaterowie często podkreślają żal za utraconym krajem i swój patriotyzm.
Jest też książką dynamiczną, pełną przygód i niebezpieczeństw, szacunku dla odmiennych ludów i ich tradycji i zwyczajów. Jednoznacznie potępia ekspansywną politykę białego człowieka, który nie cofa się przed niczym, by wycisnąć z ziemi i ludzi wszystko, co się da.
Pozostaje tylko zastanowić się, czy ta książka ma szansę odnieść sukces w dzisiejszych czasach, czy trafi do współczesnego czytelnika, czy będzie taką wisienką na torcie dla tych, którzy w swojej młodości zachwycali się przygodami Tomka Wilmowskiego. Ja czytałam z przyjemnością, mając na uwadze wymienione wcześniej wady. Chciałabym, żeby trafiła do dzisiejszych młodych czytelników, jednak by umieli ją przeczytać krytycznie.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta w serwisie nakanapie.pl