Przygodę z Myronem i Winem rozpoczęłam wiele lat temu, nie zaprzątając sobie specjalnie głowy kolejnością serii (i tak w moich bibliotekach nie było dostępnej całości). Z łatwością polubiłam styl Cobena, przypadła mi do gustu konstrukcja serii, przywiązałam się do głównych bohaterów i dziś czytając kolejne książki oceniam je bardziej przez sentyment, niż to co proponuje autor. Zaczęłam obracać się w tak różnorodnych kręgach autorów kryminałów i thrillerów, że obecnie to , co rzuca się w oczy u Harlana to powtarzalność i ocieranie się o schematy. Zresztą do podobnych wniosków dochodzę po kilku książkach Chrisa Cartera i robiącym dziś furorę cyklu z Hunterem. Tak, jak kilkanaście lat temu na piedestale stał Coben, tak dziś (jeszcze) Carter, a za kilka lat zajaśnieje gwiazda nowego - być może jeszcze bardziej mrocznego i krwawego - autora gatunku. Najpierw się zachwycimy, a z czasem będziemy na nich patrzeć pobłażliwie przez pryzmat innych, ciekawszych, być może skrojonych na większa skalę powieści ograniczających się do jednotomowej historii. Jednak nasze sentymenty pozostaną i zapewne będzie się do nich wracać, bądź - tak jak ja teraz - sięgać po kolejne, nieznane jeszcze części cyklu.
Dla mnie powrót do Cobena, to jak założenie starego, ulubionego swetra, w którym zawsze poczuję się dobrze, nawet gdy będzie zdefasonowany i wypłowiały, bo będę na niego patrzeć przez pryzmat chwil, w których mi towarzyszył. Zatem jest stary, podniszczony sweter;) i dobrze znany wrażliwiec Myron Bolitar. A ponieważ Bolitar, to nie twardziel Bond, towarzyszą mu przyjaciele; gdy trzeba podtrzymują na duchu, a czasem nawet wyręczają. Może i z Myrona taki sobie detektyw, ale to za co darzy się go sympatią to za zabawne, czasem przewrotne wypowiedzi, sarkazm oraz ostre riposty. Poza tym, czyż nie jest bardziej ludzki, gdy nie ogarnia wszystkiego w pojedynkę, gdy daje się wykazać przyjaciołom, a przy tym robi to wszystko na swój wyjątkowy, ujmujący sposób? Sylwetka bohatera robi tutaj wiele, bo nawet gdy sytuacja na planie nie jest szczególnie ciekawa, to właśnie sposób bycia Myrona oraz Wina potrafi zdziałać cuda. Czasem czytanie lektury dla potyczek bohaterów jest satysfakcją samą w sobie. Co prawda, to Win jest dla mnie tym bardziej charakternym bohaterem cyklu. Jednak kimże on by był, gdyby u boku nie stał Myron? To dwa, dobrze uzupełniające się ogniwa, jak yin i yang, choć nie w jednej postaci.
Za sprawą "Zaginionej" powróciłam do dobrze znanego biegu wydarzeń, dzięki któremu lekturę czyta się sprawnie, jednak przyznaję, że coraz bardziej zaczynają irytować mnie zbiegi okoliczności, jakimi Coben okrasza swoje pozycje. Uważam, że w przypadku fabuły sensacyjnej zaniża to jej poziom. Oczywiście nagłe zwroty akcji budują szybsze tempo, wprowadzają zagadkowość, a jednocześnie odbierają nico realizmu wydarzeniom. A do tego również w tej części cyklu nie obejdzie się bez dobrze znanego elementu, jakim Autor posłuży się, by znaleźć rozwiązanie zagadki, a mianowicie spojrzenia w przeszłość. To tam trzeba upatrywać śladów, by odnaleźć sprawcę.
Przyznam, że tym razem, to czym zostałam zaskoczona, był nacisk na przeszłe zdarzenie, ich wyjaśnienie, jak i oscylowanie wokół spraw osobistych bohaterów. Dlatego, mimo pewnej powtarzalności, co do budowania planu zdarzeń, mogę śmiało powiedzieć, iż "Zaginiona" jest inna. Posiada elementy charakterystyczne tylko dla jej fabuły (choć nadal nie przeczytałam wszystkich książek z cyklu). Wydaje mi się też być bardziej dynamiczna, czyta się o wiele szybciej niż zapamiętana mało zaskakująca i ciągnąca się akcja "Krótkiej piłki" oraz zdecydowanie mniej atrakcyjna fabuła "Ostatniego szczegółu", a i w porównaniu z "Bez śladu" jest bardziej emocjonująca. Zatem wypada dać mi aż siedem gwiazdek za treść i przywiązanie do bohaterów.