Są Autorzy, których pióro ma w sobie coś magicznego. Słowo pisane trafia w najczulsze struny Czytelnika. Wnika w umysł i oplata mózg masując go różną gamą emocjonalnych doznań. Takim piórem może się pochwalić Anna Musiałowicz. Już jej "Kuklany las" mocno mnie zauroczył. "Śnieg jeszcze czysty" to smutna opowieść, która swoim prostym przekazem może zniszczyć wrażliwego odbiorcę. To przejmująco prawdziwa historia o dorastaniu w czasach, w których ciężko było o stabilizację rodzinną.
Gabrysia wychowuje się w małej wioseczce, w małym domku z rodzicami i babcią. Od początku brakuje tam rodzicielskiej miłości. Jej mama choć pełna empatii do innych ludzi, jest dość ostra dla swojej jedynej córki. Ojciec - stolarz - nie wykazuje zbytniego zainteresowania swoim dzieckiem. Z kolei babcia przelewa na wnuczkę całą swoją miłość oraz mądrość życiową. Pewnego dnia Gabrysia jest świadkiem śmiertelnego wypadku jej matki. Wtedy traci wszystko. Mamę, ojca oraz samą siebie...
W tej opowieści czytałam wiele między wierszami. Życie w zamkniętej społeczności, w której każdy każdego zna, nie jest super sprawą - uwierzcie. Zwłaszcza jeśli chodzi o małą wioskę, osadę wręcz. Gabrysia po śmierci matki zostaje pozostawiona sama sobie. Ojciec jest wiecznie nieobecny, nie zauważa swojej córki, jej potrzeb, nie zauważa, że jedyne jego dziecko dorasta. Zamyka się w swoim warsztacie razem z drewnem i kobietami, które stają się jego rozrywką. Jak się później okazuje nie tylko rozrywką dla niezaspokojonego mężczyzny, ale i dla kogoś więcej. Dziewczynka dojrzewa fizycznie i emocjonalnie sama w swojej samotni. Towarzyszy jej czasem babcia wierząca w przesądy oraz duch jej zmasakrowanej matki. I to ducha matki Gabrysia zaczyna obwiniać o wszystko. O pozbawienie niewinności, o zbyt szybkie dojrzewanie. Bo ta mała dziewczynka bardzo szybko na swój sposób dorosła. Było mi żal jej. Od samego początku chciałam ją przytulać, dawać schronienie i poczucie bezpieczeństwa jak i poczucia, że nie jest sama ze swoimi problemami. W tej opowieści demony przybierają różne kształty. Jedne są wielkie, drugie mniejsze. Jedne są nawet postaciami. Tutaj każdy z rodziny posiadał swojego demona. Finał książki sprawił, że moje wszelkie emocjonalne hamulce puściły. Było mocno, dosadnie i wylałam morze łez. Moje emocje uleciały razem z ostatnią kropką tej historii.
Ta książka bardzo mi się podobała. Historia Gabrysi daje bardzo dużo do myślenia. Do tego Pani Anna pięknie namalowała miejsce akcji. Początkowo razem z mamą głównej bohaterki brodziliśmy po wielkich zaspach niosąc pomoc i ukojenie innym ludziom. Później razem z Gabrysią dojrzewaliśmy w mrozie i wielkich opadach śniegu. Ta zimna aura mocno potęgowała te smutne, przygnębiające doznania jakie doświadczała dziewczynka, a wraz z nią my.
Książka ta odnosi się również do naszej teraźniejszości. W dalszym ciągu, w zamkniętych społecznościach, przekazywane są tzw. wzorce z babki prababki. Wiele małych Gabryś pozostaje samym sobie, zmaga się z demonami i różnymi innymi tragediami. I to jest okrutne i bardzo smutne. Książka daje wiele do myślenia i pozostanie z Czytelnikiem na długi czas. Do tego każdy zinterpretuje ją po swojemu. To kolejna książka Wydawnictwa, która wywarła na mnie wielkie wrażenie. To kolejna perełka, którą warto mieć na półce. Pani Anno, gratuluję!
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Stara Szkoła.