Późna twórczość dobrego autora może się realizować różnie - w dojrzałym języku, jak u Myśliwskiego, lub w dojrzałej formie powieści, jak tutaj u Nabokowa (powieść ukazała się w 1972 roku, pięć lat przed śmiercią autora). Jak i niniejsza, ta ostatnia również z dużą dozą autoironii opowiada o Nabokovie - o kim by innym? Nawet gdy bohater jest całkowicie inny, dobra powieść opowiada o autorze. Ale w obu przypadkach czyni to niemal wprost - tylko nazwiska są inne.
Nabokow z wyraźnie widoczną radością bawi się formą i sposobem prowadzenia narracji, raz po raz opowiadając to w pierwszej, to w trzeciej, a nawet wprost zwracając się do czytelnika (lub od narratora do jednej z postaci) w drugiej osobie. Na karty powieści wprowadza całe zwykle niewidoczne tło wydawnicze: redaktora, wydawcę, tłumacza wraz z ich warsztatem pracy, zaś pisarzowi książki, wokół której cała akcja się toczy, wyznacza tylko poboczną rolę. Głównym bohaterem czyni bowiem korektora wydawniczego, pewnie swej własnej powieści, który na bieżąco komentuje jej fragmenty. Wiele okoliczności przemawia za tym, że pisarz - jeden z jej bohaterów - to porte-parole samego Nabokowa: jest znanym, amerykańskim autorem mieszkającym w Szwajcarii, jego dzieła, choć ukryte pod nieco szyderczymi tytułami, mają odpowiedniki w jego własnej twórczości, a komentowana wcześniejsza predylekcja (teraz już starszego pana) do lolitek bez wątpienia świadczy o zdolności do autoironii i dużym poczuciu humoru Nabokowa.
W osobie korektora jako głównego bohatera otrzymujemy z dobrem inwentarza całą masę uwag warsztatowych i półprywatnych obserwacji dotyczących nie tylko tekstu, ale i otoczenia pisarza-bohatera oraz całej pracy związanej z wydawaniem książek. Znajdziemy tu oczywiście wątek miłosny, jest trup i skazany - wszystkie elementy potrzebne, by w Ameryce zapewnić książce sukces. A oprócz tego także garść uwag dotyczących etymologii i równoważników znaczeniowych rozmaitych słów w językach francuskim, rosyjskim i angielskim, w czym Nabokow musiał być mistrzem, podobnie jak w sztuce wkładania kija w mrowisko. Bowiem z jednego z dialogów słyszymy z ust powieściopisarza filipikę wygłaszaną do wydawców w obronie najdrobniejszych szczegółów interpunkcji, nazw własnych i tytułu w powieści, które są, jego zdaniem, układem aluzji i uszczypliwości skierowanych do czytelników, ale zarazem także do bezpośredniego otoczenia autora. Nie można więc w nich nic zamieniać, by niektórych wydarzeń zbytnio nie odsłonić, ludzi nie obrazić zanadto - bowiem wszystkie te elementy, jak system naczyń połączonych, mają swoją dokładnie wyważoną i zaplanowaną przez autora skalę skandalu i sensacji.
Mimo że krótka, powieść tworzy sugestywny i pełen nieco zgryźliwego humoru obraz stosunków panujących w światku literackim oraz stylu życia starej emigracji rosyjskiej w Szwajcarii.
--
Wydanie PIW 1981
Tłumacz: Ariadna Demkowska-Bohdziewicz
recenzja napisana: 10.02.2015