Czytając zapowiedź na okładce serii SuperKryminał zastanawiałam się czy opowieść, którą otrzymałam, jest polskim czy zagranicznym debiutem, nowością czy może wznowieniem. W pierwszej chwili pomyślałam że „Kłopotliwa dziewczyna” jest debiutem jakiegoś amerykańskiego pisarza. Otóż nie. Powstała dużo wcześniej, bo w 1989 roku, wówczas pod innym tytułem „Dziewczyna w ślubnej sukni” i początkowo ukazywała się w odcinkach na łamach „Gazety Współczesnej”. Ponadto pod nazwiskiem Petera Janeesa tak naprawdę kryje się dwóch panów: Janusz Taranienko i Marian Piotr Rawinis, którzy posiadają spory dorobek literacki, nie tylko powieści sensacyjnych. Z drugim autorem spotkałam się wcześniej przy okazji ciekawej lektury „Martwa natura z księżycem”, nagrodzonej w konkursie Wydawnictwa Rzeczpospolita i magazynu „Detektyw” na współczesną powieść kryminalną.
Historię „Dziewczyny w ślubnej sukni”(1989) alias „Kłopotliwej dziewczyny”(2010) opowiada nam w pierwszej osobie jej główny bohater Peter Sherman. Prywatny detektyw jedzie do swojego biura nieco spóźniony w wyniku akcji policji, która blokuje drogę z powodu zamachowca strzelającego z dachu budynku do przypadkowych przechodniów. W biurze na głównego bohatera czeka kolejna „niespodzianka”- trup w poczekalni dla klientów. Jakby było mało wrażeń, obok podejrzeń policji w stosunku do detektywa o dokonanie tego morderstwa, to na dodatek w deszczowy wieczór Sherman zabiera do domu przypadkowo spotkaną na ulicy dziewczynę w białej sukni, spacerującą nie dość że w tak oficjalnym stroju po deszczu to jeszcze na boso. Jednym słowem- zaczyna się dziać. Dzieje się dużo. Detektyw rozpoczyna samodzielne poszukiwanie sprawcy morderstwa na progu jego biura. Pojawiają się nowe zagadki i nowe postacie, które łączą się również z przypadkowo spotkaną panną w ślubnej sukni. Nasz inteligentny bohater szybko przekonuje się, że sprawa jest dużo większej wagi, niż zdawało się to na początku. Mimo niebezpieczeństwa nie traci swojego specyficznego poczucia humoru, a w konfrontacji z przestępcami zachowuje zimną krew i pozostaje mistrzem ciętej riposty.
Jest ciekawa zagadka kryminalna, jest intryga i fabuła. W całej układance czegoś mi jednak zabrakło. Miałam wrażenie, ze czytam coś stworzonego prosto od linijki, według utartego schematu. Taki kryminał w krystalicznej postaci, bez poruszania innych zagadnień społecznych, co modne jest teraz na przykład w nurcie skandynawskim. Lektura jest łatwa, prosta i przyjemna, gdyż wiemy z góry, że Peter Sherman wyjdzie cało z opresji i rozwiąże zagadkę. Miałam tylko jeden moment, gdy mocniej zabiło mi serce i wzrok szybciej przebiegł przez kartkę- czekałam na jakieś zaskoczenie, zwrot akcji, ale chwile później wszystko wróciło na poprzedni znany tor.
Polecam w ramach oderwania się na chwilę od spraw codziennych. Dla zabicia czasu.