Ta książka długo leżała na mojej półce, pokrywając się kurzem. Przyznaję, kupiłam ją tylko dlatego, że była to okazja. Zdarza się. Kilka dni temu coś mnie jednak podkusiło- i nie był to napis na okładce „NYT BESTSELLING AUTHORS”. Powiedzmy, że na każdą książkę przychodzi taki czas…
Zaczęłam powoli zagłębiać się w historię ośmioletniej Carrie- bohaterki i narratorki tej powieści. Dziewczynka lubi bawić się w księżniczki, ćwiczyć równowagę podczas spaceru po belkach. Dziecięce marzenia na długo potrafią przenosić ją w krainę fantazji, ale bogata wyobraźnia to dla niej metoda ucieczki od przykrej rzeczywistości, a nie jeden z etapów rozwoju dziecka. W chwili, gdy poznajemy Carrie, jej życie dzieli się na przed i po. Na życie przed tragiczną śmiercią tatusia i życie po jego śmierci, które tak bardzo się zmieniło. I tak też napisana jest ta książka. To, co dzieje się obecnie w życiu tego dziecka przeplatane jest wspomnieniami o zmarłym ojcu. Tatuś potrafił przyklęknąć nad rozbitym kolanem, pytał jak minął dzień- troszczył się i dbał o bezpieczeństwo rodziny. Teraz jest zupełnie inaczej. Carrie nie mówi innym dorosłym, nawet gdy pytają, co dzieje się w jej domu. Nowy mąż mamy, Richard, nie stroni od częstego oglądania dna butelki, potrafi wyzwać czy kopnąć dziecko. Damski bokser, porywczy, nieprzewidywalny w swojej furii. Ciężko wyczuć, jaki ma nastrój, więc najlepiej nie prowokować go, omijać. Dziewczynka potrafi rozpoznać po tonie głosu, po użytych słowach w zdaniu, po trzaśnięciu drzwi, czy to dobry dzień czy jeden z wielu niepewnych. Co gorsze, z mamą jest podobnie. Jak mówi Carrie, mama może mieć taki dzień, że nie można z nią w ogóle porozmawiać. I jest jeszcze w tej historii sześcioletnia siostra Carrie, Emma. Obie dziewczynki nienawidzą ojczyma i tylko tak naprawdę one są dla siebie wsparciem w tej trudnej sytuacji. Są niemalże nierozłączne. Raz to Carrie broni Emmy, innym razem Emma przyjmuje na siebie wymierzane przez dorosłych kary. Bite, męczone i zastraszane szukają drogi ucieczki, zbliżając się nieuchronnie do kolejnej tragedii.
Niestety, są rodziny, gdzie dzieci traktuje się jak balast, nie jak inwestycję we własną przyszłość. Daje się im odczuć, że tylko przeszkadzają i hałasują, gdy jedyne, czego potrzebują dorośli, to święty spokój. Dzieci w takich domach uczone są od małego ciężkiej pracy, ponad ich siły i przenosi się na nie odpowiedzialność niewspółmierną do ich wieku- odpowiedzialność za ten spokój dorosłych. Posłuszeństwo wymusza się klapsem, a nawet i mocniej. To straszne, że dorośli własne niepowodzenia i żale przelewają falą agresji na bezbronne potomstwo. Być może przynosi im to chwilową ulgę, ale agresja rodzi agresję.
Książka niezwykła dla mnie właśnie z uwagi na sam pomysł opowiedzenia historii przemocy z punktu widzenia bezbronnego dziecka, dzięki czemu czytelnik zagłębia się jeszcze bardziej w losy rodziny Parkerów. Elizabeth Flock napisała dwie powieści, ale to właśnie ta druga, czyli „Emma i ja”, trafiła natychmiast na listę najlepiej sprzedających się książek. To opowieść poruszająca takie tematy jak przemoc wobec słabszych, zanik więzi w rodzinie czy współuzależnienie. Czytając, wyczuwa się atmosferę pełną napięcia i strachu. Agresywny ojczym, przemęczona i zależna od niego matka- wszystko obciąża psychikę ośmioletniego dziecka. Gdzie dziecięca radość, beztroska? Dziewczynka nie jest w stanie skupić się na tym, co w jej wieku jest ważne- na szkole, na dziecięcych przyjaźniach. Musi chronić siebie, matkę i Emmę, na ile tylko może to zrobić takie małe dziecko, gdzie agresorem jest dorosły mężczyzna. Dopiero ostatnie strony tej lektury dają nam pełny obraz problemu w tej rodzinie, zostawiając czytelnika z pytaniem, czy teraz będzie dobrze?
Lektura na pewno do przemyślenia, a ja zamierzam przeczytać ją jeszcze raz i zobaczyć więcej.