"Tajemnica Domu Helclów" to klimatyczny kryminał w stylu retro. Napisany pięknym, literackim językiem, z elementami gwary galicyjskiej, zachwyca kunsztem słowa, lekkością i subtelnym humorem. Opowieść ukazuje życie XIX - wiecznego Krakowa, opisanego drobiazgowo i ze smakiem.
Kraków 1893 roku obfitował w bogate życie towarzyskie. Proszone herbatki, wykwitnie kolacje, spektakle w teatrze i pogrzeby znamienitych postaci miasta stanowiły ważne wydarzenia towarzyskie, których nie można było przegapić. Stanowiły bowiem pożywkę do plotek na długie miesiące. Dodatkowym smaczkiem jest rozbudowany, arcyciekawy wątek kryminalny.
Profesorowa Zofia Szczupaczyńska, ach co to była za kobieta! Przedsiębiorcza, niezmordowana, dociekliwa, by nie powiedzieć wścibska, irytująca i węsząca, a przy tym hołubiąca dobroczynności i wszelkim dziełom miłosierdzia, ale skąpa, oszczędna i licząca każdy grosz. Nie pozwalała nawet swojej służącej Franciszce (przejętej podstępem od znienawidzonej kuzynki Dudkiewiczowej) iść samej na zakupy, potrzebne na niedzielny obiad. Profesorowa musiała wszystkiego dopilnować osobiście. Uważała, że jak wręczy służącej parę złotych reńskich, to ta przyniesie jej jedynie przegniłą pietruszkę.
Do głównych zadań profesorowej należało dbanie o karierę męża Ignacego, który był profesorem medycyny, bieganie do biura sług po nowe, drugie służące, wydawanie dyspozycji dotyczących posiłków i czyszczenia sreber. Priorytetem był udział we wszystkich, co znaczniejszych wydarzeniach towarzyskich Krakowa.
Wielkim przełomem w życiu profesorowej okazała się wizyta w Domu Helclów. Wybrała się tam ze swoją służącą Franciszką, której babunia była w tym domu pensjonariuszką.
" Z placu rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok na Dom Ubogich fundacji imienia Ludwika i Anny Helclów, najnowszą i największą fundację dobroczynną w mieście Krakowie. We wszystkich rozmowach wychwalano ją jako przykład nadzwyczajnej miłości chrześcijańskiej, więc i Zofia posłusznie przytakiwała nabożnym westchnieniom i zachwytom nad pańskim gestem. Jednak czasem myślała sobie, że aby wydać na ubogich lekką ręką ponad dwa miliony złotych reńskich, trzeba być człowiekiem naprawdę zepsutym przez wychowanie od najmłodszych lat w nieprzebranym bogactwie... Czy biedakom wyciągniętym z jakichś nor, zapleśniałych suteren, z facjatek, gdzie hula wiatr, trzeba było od razu budować prawdziwy pałac?
W domu Helclów, prowadzonym przez siostry szarytki powstało jakieś wcale niemałe zamieszanie. Okazało się, że zaginęła pensjonariuszka, bogata wdowa po sędzim, pani Mohrowa. Dzięki śledztwu Szczupaczyńskiej odkryto, że Mohrowa nie żyje. W niedługim czasie pojawił się kolejny trup: uduszono prebendariuszkę, panią Krzywdową. Profesorowa Szczupaczyńska postanowiła rozwiązać kryminalne zagadki. Natychmiast odezwała się w niej natura tropicielki. A zgubny nałóg tropicielstwa skrzętnie ukrywała przed mężem.
"Ignacy nie mógł nabrać podejrzeń, że jego żona, zamiast zajmować się sprawami jej płci, pozycji i regułom uczciwego małżeństwa, rozbija się po budynkach użyteczności publicznej w poszukiwaniu jakiegoś zbója-dusiciela. I za tę niewiedzę trzeba było czasami sowicie zapłacić, choćby Franciszce pełną dniówką, która w gruncie rzeczy zupełnie jej się nie należała, bo przedpołudnie spędzi wesoło w gronie najbliższej rodziny, czyli u boku babuni."
Zabawa w powieściowego śledczego była dla profesorowej bardzo ekscytująca. Choć czasami praca detektywa prowadziła do wielkich poświęceń, profesorowa nie ustawała w wysiłkach. Czy Zofia Szczupaczyńska odkryje kim jest morderca, a może mordercy? Jaki jest związek pomiędzy śmiercią bogatej arystokratki, a kobietą z plebsu? I czy profesorowa odkryje jakie są powiązania i zależności pomiędzy dwoma zamordowanymi kobietami? Nici i niteczek pojawiało się coraz więcej, i nie chciały wcale prowadzić do kłębka czyli do rozwiązania ponurej zagadki.
"Mimo ekscytowania się kolejnymi tropami i pomysłami, była znużona; powoli traciła wiarę, że uda się jej wytropić zabójcę staruszek. Nic tu do niczego nie pasowało, cokolwiek ustaliła, wymykało jej się z rąk; jedyny sukces to udowodnienie policji, że Mohrową otruto."
"Tajemnica Domu Helclów" to komedia kryminalna retro, zachwycająca stylem i błyskotliwym językiem. Napisana przez parę literatów Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego (pod pseudonimem artystycznym Maryla Szymiczkowa) stanowi wspaniały obraz socjety XIX- wiecznego Krakowa. Są tu i wydarzenia historyczne, takie jak wspomnienie pogrzebu Mickiewicza czy pogrzeb Matejki. Bohaterowie odmalowani po mistrzowsku.
W tle, a czasami na pierwszym planie misterna, zawiła intryga kryminalna, poprowadzona zgrabnie i ze smakiem. A nad wszystkim góruje profesorowa Zofia Szczupaczyńska na nieustającym tropie.
Przednia lektura. Zabawna i emocjonująca. Jestem nią zachwycona. Polecam.