Amerykańska jednostka specjalna Navy SEALs to bez wątpienia światowa elita wojskowych oddziałów antyterrorystycznych. To właśnie Ci, którzy z dumą podpisują się pod operacją "Trójząb Neptuna", w której zginął Osama bin Laden. To również Ci, którzy uczestniczyli podczas odbicia kapitana statku z rąk porywaczy w okolicach przylądka somalijskiego. Był też Chris Kyle, najlepszy snajper jednostki siejący postrach i śmierć na irackich przedmieściach i wielu, wielu innych, którzy uczestniczyli w kluczowych dla świata operacjach. Wszystkie powyższe operacje doczekały się ekranizacji z typowym, amerykańskim rozmachem. Wszystkie pokazują Navy SEALs jako jednostkę idealną i co najważniejsze, doskonale zarządzaną, ale czy na pewno?
Autorzy książki "Navy Seals", jak można się było spodziewać, sięgają do początków i okoliczności powstania jednostki, która miała być uniwersalna i działać na każdym kontynencie naszego globu. W pierwszych rozdziałach jeszcze o tym się nie mówi, bo amerykańskie wojska działają ciągle w Wietnamie, ale już w kolejnym przechodzimy do sedna. Bałem się, że przy takiej historii będę mozolnie brnąć przez kolejne strony, ale nie. Początkowe etapy zostały przedstawione zwięźle i jasno, więc ten etap uważam na dobrze zbalansowany. Jednym z kolejnym jest ten, w który pojawia się postać Tomasza „Drago” Dzierana, Polaka, który wyemigrował w trudnym dla siebie jak i Polski okresie i po uzyskaniu obywatelstwa został operatorem Navy SEALs.
Do tej pory wszystko płynie idealnie, a każdy rozdział łyka się niczym malinowy syrop na kaszel. Tego się obawiałem, aż tu nagle... Operacja Red Wings w Afganistanie i trzech z czterech członków oddziału ginie podczas misji a helikopter ratowniczy zostaje zestrzelony z kolejnymi ośmioma na pokładzie. Następny to Wioska Amirijat Faludża w Iraku i pojmanie Abd al-Isawiego, odpowiedzialnego za publiczną masakrę amerykańskich wojskowych. Ten epizod kończy się sądem wojskowym względem oddziału SEALs za okaleczenie pojmanego. Na koniec wisienka, Bengazi w Libii i śmierć amerykańskiego ambasadora oraz dwóch weteranów SEALs.
Obawiałem się, że będzie przyjemnie. Poklepiemy się po plecach, wykrzyczymy drużynowe Huuuah przy piwku z napakowanymi specjalsami ale nie. Nic z tych rzeczy, bo dużo w tej książce goryczy. Głównie względem politycznych decyzji, które nie do końca rozumiały siły narzędzia jakim dysponowały. Jestem mile zaskoczony, bo to obraz daleki o tego z wielkiego ekranu. Nie jest wypchany gloryfikacją a świadectwem, że i w takiej jednostce są miejsca na błędy. Doskonałe zarządzanie? Zdecydowanie nie. Gdyby ktoś zapragnął drążyć dalej, to niemal każdy rozdział ma dzisiaj odpowiednik w postaci osobnej książki.
Szkoda, że ta, wraz z kolejnymi rozdziałami, tematycznie całkowicie pogrzebała swoją równowagę wraz z kolejnymi rozdziałami. Połowa książki to ostatnia wspomniana misja czyli Begazii w Libii przedstawiona niemal pod każdym kątem. Tu też nie ma się do czego przyczepić, bo praca została przygotowana bardzo rzetelnie. Opis społecznych nastrojów, przebieg ataku, analizy, możliwe scenariusze jak i raport komisji, która w późniejszym procesie rozpatrywała szukając przyczyn masakry. Wszystko jak na dłoni. Z tego materiału bez problemu mogłaby powstać osobna pozycja a jego miejsce mogły zająć operacje, które nie zostały tu wspomniane, a odegrały w tych latach kluczowe znacznie.
Oczekiwałem dużo więcej. Dostałem skrót najważniejszych bądź najbardziej znaczących wydarzeń, które przyczyniły się do tego, że SEALs jest dzisiaj na pierwszym miejscu w światowym rankingu wśród jednostek specjalnych. Względem umiejętności, wyposażenia jak i logistyki. Pomimo tej zachwianej równowagi to dobra pozycja i bez wątpienia cenna jako dodatek względem tych, które bardziej szczegółowo przedstawiają poruszane w niej tematy. Gdybym dotarł do niej w momencie wydania, byłaby pewnie preludium względem tych nadchodzących.