Jak cienka jest granica pomiędzy wiarą, a fanatyzmem religijnym ?
"Byłam nudną kujonką, która odwiedzała kościół nawet kilka razy w tygodniu pod czujnym okiem zaborczej matki, dla której nie istnieje dzisiejsza rozrywka dla młodzieży. Przez wiele lat słyszałam, że nie mam do zaoferowania nic poza ładną buzią, a rówieśnicy śmiali się, że jestem cnotką zamkniętą pod kloszem apodyktycznej matki."
Liliya nie ma łatwego życia. Nastolatka, która zamiast cieszyć się urokami młodości, szaleć, popełniać błędy by uczyć się na nich, musi uważać na każdym kroku by nie narazić się na gniew matki. Mimo, że to ojciec jest pastorem, to nie on stoi nad nią z Biblią, nawołując do posłuszeństwa, słowem Bożym. Właśnie jej matka, w obawie przed oczywiście tak dobrze znanym osądem społeczeństwa, pilnuje córki by tylko nie zbłądziła, nie narobiła wstydu. Co zabawne, im dalej w książkę tym więcej wskazuje na to, że mamusia sama taka krystaliczna nie jest i trąca hipokryzją...
Jednak Liliya była posłuszna, zaciskała zęby i podporządkowywała się matce latami, mimo świadomości jak wiele traci. Do czasu, do dnia gdy poznała Nathaniela ...
"Grzeszyłam karmiąc się zakazanym owocem, przed którym od zawsze chroniła mnie matka. Płonęłam żywym ogniem samego Lucyfera, myśląc o rzeczach, przez które powinnam wylądować w piekle u jego boku."
I tak właśnie wygląda ta książka. Dziewczyna mota się pomiędzy takim biczem jaki zawiesiła nad nią matka wiecznie przywołująca do porządku i wyznaczająca jej cele, zasady, nie licząc się z jej zdaniem i pragnieniami, a tym zakazanym owocem jakim jest dla niej Nathaniel. Nie ma pewności jakie są intencje chłopaka, który wysyła sprzeczne sygnały. Czy się nią bawi ? Czy tylko próbuje sprowadzić na złą drogę?
Sama do końca nie wiem co myśleć o tej książce. Niby nie porwała ale też nie nudziła niesamowicie. Są w niej wątki, które zaciekawiły, jednak pozostawiła z wieloma pytaniami bez odpowiedzi. Czuć jakby to był początek, taki długi wstęp do lepszej historii. Może tylko właśnie zbyt długi.
Bo wciąż czekałam aż coś się zacznie dziać konkretnie.
Można odnieść wrażenie, że to nie Nathaniel jest tu czarnym charakterem. Takie jest pozorne założenie na wstępie. Lecz czuć, że to taka zraniona dusza i nie raz jeszcze zaskoczy. Z kolei nagminnie irytowała swoim zachowaniem właśnie Pani Matka ( tak, wyczuwacie sarkazm) i ona w moim przekonaniu jest tu bohaterką negatywną. Razi w oczy jak często osoby tak "głębokiej wiary" mają najgorsze charaktery i potrafią najwięcej krzywdy narobić pod przykrywką słowa Bożego. Ale też tak nie do końca można uznać ją za na wskroś złą. Tu też czuć, że nie wszystko wiemy i wiele jeszcze jest do wyjaśnienia.
Zagadek nie brakuje, pytań również. Może odpowiedzi odnajdziemy w kolejnym tomie, na który chętnie poczekam.
To debiut, obiecujący, inny choć nieco przewidywalny aczkolwiek wątek główny do oklepanych nie należy i już za to plus. Styl autorki jest fajny, przystępny. Ciekawi mnie jak pociągnie tę historię dalej.
A Wy już ją znacie ?
Dziękuję za egzemplarz do recenzji ❤️