Amanda Prowse porusza w swojej powieści bardzo istotny problem, o którym prawdopodobnie jakieś osiemdziesiąt procent społeczeństwa może nic nie wiedzieć, albo niewiele. Sama do tej pory uważałam, że sepsa możne pojawić się jedynie w wyniku zakażenia podczas operacji. Otwarcie brzucha, szeroka powierzchnia, gdzie dziesiątki bakterii ma możliwość łatwego wniknięcia, jest to ponoć jedno z najczęstszych powikłań pooperacyjnych. Ale okazuje się, że sepsa dotyka tysiące osób na świecie i to wyniku bardziej błahych sytuacji, jak zranienie się czy ukąszenie przez owady.
Chloe umiera przez sepsę, co ostatecznie potwierdza autopsja, ale do końca nie wiadomo skąd wzięły się bakterie, które ją zaatakowały. Sepsą określa się specyficzną reakcję organizmu na zakażenie, gdzie ten zamiast je zwalczać powoduje zaburzenie czynności. Jednak czy w tym wypadku doszło do niego podczas operacji, czy może organizm małej już wcześniej był zainfekowany? A może to matka zaraziła dziecko? A może?.. gdyby nie poszła do szpitala to by się nie wydarzyło? I można sobie tak mnożyć kolejne warianty. Normalne, że w takich sytuacjach rodzice zadręczają się, obarczają winą, choćby to było irracjonalne i analizują możliwości w każdym kierunku. Nie wróci to życia dziecku, ale pragną zrozumieć, jak mogło im się to przytrafić.
Małżeństwo Grace i Toma jest odmalowane jako idealne. Grace, jako narratorka przyznaje, że mało jest tak dopasowanych partnerów, którzy kochają się i idą sobie na rękę przy budowaniu rodziny. Ona ma za zadanie utrzymać dom, ze względu na lepiej płatna pracę, a mąż od obowiązków zawodowych woli cieszyć się ojcostwem na cały etat. Gdy czytelnikowi osobiście przychodzi obserwować typowy dzień w rodzinie Penderfordów idylli być może nie odnotowuje, ale i tak można być wzruszonym troską Toma o potrzeby córeczki. Dopiero odejście Chloe uzmysławia im jak bardzo stresujące życie prowadzili od momentu pojawienia się dziecka na świecie. Z chwilą oczyszczenia, czyli wykrzyczenia sobie nawzajem żali i pretensji sytuacja między małżonkami jasno i na zawsze zmieni się. W jakim kierunku pójdzie to dalej, gdy żadne z dwojga nie ma siły podnieść się po takim ciosie, a tym bardziej jak mogą pomóc sobie wzajemnie? Dla wielu małżeństw może to być kres nie tylko rodziny, ale i związku.
Do tego momentu fabuła mocno trzyma w dramatycznym napięciu, po czym dochodzi do rozluźnienia, bo i bohaterka próbuje poskładać siebie na nowo. Wyciszanie emocji, a przede wszystkim separacja od dotychczasowych okoliczności, miejsca i ludzi sprzyja Grace. Być może to czego zaczyna doświadczać jest nieco nierealne w jej sytuacji, a może ma po prostu szczęście i dane jej w spokoju i zrozumieniu przechodzić kolejny etap żałoby. Wszystko jest ładnie poukładane. Autorka miała z góry przewidzianą fabułę i nic się tu nie wymyka spod kontroli. Dla mnie jest to wygładzony obraz, bez zadzior, nieprzemyślanych decyzji. Na szczęście bohaterowie nie są tak idealni, jak początkowo sądzi sama Grace, dlatego pewne idealnie składające się momenty nie burzą obrazu prawdopodobieństwa zajść i pozwalają z łatwością przenikać do niego czytelnikowi. Świat przeżyć Grace jest szeroko nakreślony dzięki czemu mamy możliwość utożsamiania się z jej odczuciami i zastanawiania, jakby to było gdyby i nam przyszło zmierzyć się z podobną stratą.