Już na wstępie powiem, że jestem tą lekturą zachwycona i na pewno długo jeszcze będę pozostawać pod jej urokiem. Z pewnością też będę do niej powracać – i to nie tylko ze względów zawodowych, a i dla samej przyjemności.
Profesor Marek Troszyński, wybitny badacz i znawca życia i twórczości Juliusza Słowackiego, dokonał rzeczy szczególnej. Z rozrzuconych po różnych rękopisach zapisów stworzył dziennik niektórych dni wieszcza – tytuł nawiązuje do określenia, które ukuł sam Słowacki. We wstępie profesor zaznacza, że nasz wielki romantyk skrupulatnie nigdy dziennika nie prowadził, choć na określonych etapach swojego życia mniej lub bardziej obszerne notatki o charakterze dziennikowym robił. Nową dla mnie informacją było np. to, że w słynnych listach do matki znajdują się fragmenty pochodzące z dziennika, które Słowacki przeredagowywał, mając na względzie adresatkę. 😊
Marek Troszyński zebrał te zapisy, ustalił ich chronologię (przedstawił ją w książce za pomocą kilku bardzo obrazowych wykresów), do tego dodał notę edytorską i wyczerpujące przypisy – te dwa ostatnie elementy są same w sobie bardzo interesujące. Wykonał ogromną, budzącą podziw pracę badawczą, to nie ulega wątpliwości.
W Dzienniku niektórych dni mego życia zauważyć można jakby dwie części. Pierwsza jest bardziej faktograficzna, obejmuje relacje Słowackiego z różnych spotkań, wizyt – a to w drukarni, a to w paryskich salonach artystycznych, a to po prostu z francuskich ulic. Ciekawostki, flirty, obserwacje, reakcje otoczenia na jego twórczość, refleksje o tejże. Są to też zapisy o charakterze wspomnieniowym, które to wspomnienia Słowacki przywołuje z zamiarem opisania tak, jak wtenczas wzruszały moje uczucia. W tej roboczo przeze mnie nazwanej pierwszej części zawiera się także dziennik z tzw. podróży wschodniej, choć on łączy się już z częścią drugą, tą duchową, odnoszącą się do filozofii genezyjskiej. Różnica w odbiorze jest wyraźna: dalsze partie dziennika wymagają większego czytelniczego skupienia.
Tym, co czyni Dziennik niektórych dni mego życia jeszcze bardziej wyjątkowym, są rysunki Juliusza Słowackiego. To m.in. one wzbudziły moje zainteresowanie książką. Wiedziałam, że Słowacki rysował, ale dotychczas znałam chyba tylko jeden jego szkic, ten wykonany przed grobem Agamemnona. Tymczasem tutaj mamy ich ponad 60, z dokładną listą na końcu – jaką techniką dany rysunek został wykonany, jakie ma rzeczywiste wymiary i gdzie znajduje się oryginał. Przez profesora Troszyńskiego aktywność plastyczna poety została potraktowana jako integralna część dziennika, bo zwłaszcza podczas podróży na Wschód Słowacki dokumentował to, co się działo właśnie za pomocą rysunków.
Wiele się można dowiedzieć, zaglądając Juliuszowi Słowackiemu przez ramię, o nim samym i o czasach, w których żył. Dlatego Dziennik niektórych dni mego życia to pozycja dla jego fanów (celowo używam tego słowa) i dla miłośników epoki, osób w różnym zakresie zainteresowanych nim i nią. Marek Troszyński pisze, że nie bez wzruszenia czyta się ten dziennik i jest to prawda. Wyłania się zeń oblicze dość osobnego człowieka, który notuje: Więc Parnas polski będzie w Paryżu – jeżeli nazbyt huczny, to z niego ucieknę… Ale i człowieka z dystansem do siebie, z poczuciem humoru, skłonnego do krytycznej refleksji na swój temat, przy tym bystrego obserwatora, oczywiście estety, a także autora myśli, które nie straciły na aktualności.
Zwykle nie zwracam na to większej uwagi, ale w tym przypadku grzechem byłoby nie wspomnieć, że książka jest przepięknie i solidnie wydana.
Wielce ciekawa, wartościowa lektura. Bardzo polecam.