Lubisz książki o wampirach? Ja uwielbiam i zawsze chętnie po nie sięgam. Mroczny książę na pierwszy rzut oka skojarzył mi się ze Zmierzchem, ale bardziej dla starszych czytelników. Byłam ciekawa, jak autorka to wszystko sobie wymyśliła. Spodziewałam się takiego guilty pleasure, czyli lektury niewymagającej i nieambitnej, ale takiej, którą przyjemnie się będzie czytać. I faktycznie – była to powieść niewymagająca i nieambitna. Natomiast nie wiele w niej było przyjemności z czytania.
Zacznę od plusów, czyli od wątku Nightlinge’ów. Nie do końca wiadomo, kim oni są. Nieśmiertelna rasa obdarzona magiczną mocą, która wywodzi się z innego świata. Wiele lat temu stworzyli pierwsze wampiry, a później pod wpływem pewnych wydarzeń rzucili klątwę na wampiry i zamknęli portal do swojego świata. Jedynym ratunkiem dla krwiopijców jest powrót Nightline’ów. Ten wątek bardzo mi się spodobał. To, że wampiry z każdym dniem stają się coraz słabsze, że utraciły zdolność tworzenia nowych wampirów i że co jakiś czas muszą hibernować, by odzyskać swoją siłę. Za każdym razem, gdy scena dotyczyła tego właśnie tematu, czytałam ją z wielkim zainteresowaniem i zastanawiałam się, co wydarzy się dalej.
Zupełnie inaczej było z wątkiem romantycznym, czyli z głównym tematem powieści. Vivienne jest zmuszona ukraść naszyjnik Lucci, księcia wampirów. Problem jednak jest taki, że dziewczyna śmiertelnie się ich boi. Tzn. boi się ich tylko w pierwszej scenie, ponieważ później ten jej lęk magicznie znika. To była pierwsza rzecz, która mi tutaj nie pasowała. Co więcej nagle strach znika, a pojawia się pragnienie i zafascynowanie przystojnym księciem. Naprawdę nie sądzę, abyśmy miały przestać się kogoś bać tylko dlatego, że ten ktoś jest przystojny. To tak nie działa! Uczucia Lucci tutaj poprowadzone są o wiele lepiej. U niego nienawiść do dziewczyny miesza się z fascynacją, której on sam nie rozumie.
Bohaterowie często zachowywali się nielogicznie i infantylnie. Przewracałam oczami i miałam ochotę odłożyć książkę, gdy kolejny raz postępowali w sposób, który był po prostu głupi. Pomijając już główną bohaterkę, która nagle została pozbawiona lęku przed wampirami, bo o tym wspominałam wcześniej. Wampiry były irracjonalnie agresywne. Często nie miały nawet żadnej podstawy ku temu. Zachowywały się jak taki rozwydrzony dzieciak, któremu coś nie pasuje i zaczyna kłaść się w sklepie na podłogę i wrzeszczeć na całe gardło, a gdy i to nic nie daje, to zmienia taktykę na bicie i szarpanie rodzicem lub zwala wszystko z półek. Byłam tym zniesmaczona, bo jednak liczyłam na książkę dla dorosłych, a dostałam powieść na poziomie nastolatek ze scenami erotycznymi. Kiepskie połączenie.
Nasza główna bohaterka okazała się być też bardzo nieporadną, a autorka jakby nie miała pomysłu na to, co sama wymyśliła. Po tym, jak Vivienne musiała zamieszkać w akademii pełnej wampirów, pojawił się problem zdobycia ludzkiego pożywienia. Wątek mógłby zostać naprawdę dobrze poprowadzony, gdyby Vivi się wysilała, aby to jedzenie zdobyć i jakoś tam przerwać. Zamiast tego dziewczyna przez pierwsze dni zjadła tylko dwa snickersy, trochę czekolady, a gdy wreszcie udała się do osoby, która faktycznie mogłaby mieć jedzenie to… zadowoliła się tam kilkoma chipsami i ciastkiem. Nie mam pojęcia, skąd Vivi miała siły, aby w jakikolwiek sposób tam funkcjonować.
Niektórym pewnie się ta powieść spodoba, ale jak dla mnie była niskich lotów. Gdyby była przeznaczona właśnie dla nastolatek, jeszcze byłabym w stanie zrozumieć jej infantylność, naiwność i rozchwianie emocjonalne (przepraszam dziewczyny, ale takie już życie nastolatki). Natomiast sceny erotyczne jednoznacznie wskazywały, że jest to książka dla dorosłych, więc niestety powinna prezentować sobą wyższy poziom. Jestem zawiedziona i nie wiem, czy sięgnę po kontynuację. Z jednej strony jestem ciekawa, jak dalej potoczą się niektóre wątki, z drugiej obawiam się, że poziom wcale się nie podniesie.