Z całą pewnością nie da się odmówić Sienkiewiczowi rozmachu – Ogniem i mieczem to powieść, która już od pierwszych stron roztacza przed czytelnikiem obraz świata rozdartego między wojną, a honorem, między miłością, a lojalnością, między tym, co wzniosłe, a tym, co gwałtowne i krwawe, co oznacza, że nie mamy do czynienia z typową historią o szlachetnych wojakach, lecz z wielopiętrową konstrukcją emocjonalną, w której prawdziwe napięcie rodzi się nie tylko z bitew, ale z osobistych dramatów bohaterów.
Już na początku warto podkreślić, że początek książki – paradoksalnie – nie jest jej najmocniejszą stroną. Tempo akcji rozwija się powoli, narracja wlecze się w sposób, który miejscami przypomina bardziej wstęp do wielotomowej sagi niż samodzielną powieść, co sprawia, że czytelnik, choć zainteresowany epoką, może odczuwać znużenie wynikające z rozciągniętych opisów, długich ekspozycji i dialogów, które – mimo historycznego uroku – nie prowadzą do wyraźnego punktu kulminacyjnego.
Co więcej, nie mogę przemilczeć pewnego elementu, który wielokrotnie wybijał mnie z rytmu lektury – a mianowicie, powtarzających się scen serdeczności między mężczyznami: pocałunki w policzki, uściski, przytulenia – wszystko to, choć zapewne zgodne z etosem epoki, wydawało mi się nadmiarowe i nieco oderwane od brutalnej realności konfliktu zbrojnego, którą tak dobrze w innych fragmentach oddaje autor. Może takie były czasy, może to był wyraz braterstwa szlacheckiego, ale z perspektywy współczesnego odbiorcy – element ten wydaje się przesadzony i zbyt teatralny.
Ale to, co naprawdę trzymało mnie przy tej lekturze, to nie fabuła jako taka, nie miłość Skrzetuskiego do Heleny (która, swoją drogą, wydaje się dość powierzchowna – zakochanie od pierwszego wejrzenia, a potem cała wojna, w której on niemal zapomina, po co walczy), lecz postacie – konkretne, wyraziste, sprzeczne i żywe. I nie chodzi tu o protagonistę, choć jego rola początkowo wydaje się fundamentalna. Nie – największymi zwycięzcami tej książki są Bohun i Zagłoba, i to ich opowieści są prawdziwym sercem tej powieści.
Bohun, z całym swoim dzikim temperamentem, romantyczną desperacją i brutalnością, stanowi przykład postaci tragicznej, postaci pękniętej, w której szaleństwo i miłość zlewają się w jeden, niepowstrzymany nurt. To nie był bohater, który kalkulował – to był żywioł, ogień, tornado emocji. Dla Heleny był w stanie poświęcić wszystko: swoją przynależność, swoje zasady, swoją przyszłość. Nie kochał rozsądnie – kochał niszczycielsko, do końca, bez reszty. I w tej swojej niebezpiecznej miłości był, paradoksalnie, bardziej autentyczny niż Skrzetuski, którego uczucie wydawało się bardziej obowiązkiem rycerskim niż wewnętrznym przymusem. Bohun był gotów podpalić świat – i podpaliłby go, gdyby tylko miało to znaczyć, że odzyska ukochaną. Taki bohater zostaje w pamięci, bo jego emocje są pierwotne, zwierzęce i prawdziwe.
Z kolei Zagłoba – to zupełnie inna bestia, ale równie fascynująca. Mistrz słowa, król anegdoty, człowiek, który łączy w sobie wygodnictwo, spryt, błyskotliwość i zaskakującą odwagę, gdy sytuacja tego wymaga. I choć na początku może wydawać się jedynie elementem komicznym, swoistym kontrapunktem dla powagi reszty bohaterów, to z czasem wyrasta na postać o niebagatelnym znaczeniu – to on ocala innych z opresji, to on daje głos rozsądkowi w absurdzie wojny, to on uczy nas, że słabości ludzkie nie wykluczają bohaterstwa. Jego wypowiedzi, jego zachowanie, jego styl – wszystko to sprawia, że staje się niezapomnianym elementem tej książki, kimś więcej niż tylko „postacią drugoplanową”. Gdyby nie on, powieść tonęłaby w ciężarze swoich dramatów – to on wnosi równowagę.
I może właśnie dlatego Ogniem i mieczem – mimo swoich wad, mimo wolnego początku, mimo narracyjnych dłużyzn – broni się jako powieść. Bo jej siłą są bohaterowie, a niekoniecznie wątki, które ich otaczają. Bo choć historia jest tłem, to emocje są pierwszym planem. Bo Sienkiewicz, mimo romantycznych uproszczeń, wiedział, jak stworzyć postacie, które żyją – nie tylko w kontekście epoki, ale w świadomości czytelnika, który wraca do nich po latach.
A więc: czy warto czytać? Tak. Dla Bohuna. Dla Zagłoby. Dla przypomnienia sobie, że literatura historyczna to nie tylko opowieść o minionych czasach, ale o tym, co w człowieku uniwersalne – miłość, duma, zdrada, lojalność i ślepe pragnienie.